Peaky Blinders (sezon 5), czyli we are the cool Peaky Blinders
Gdy w 2013 roku przez przypadek (tj. bez czytania żadnych rekomendacji, a jedynie zachęcony pojedynczym zdjęciem, które zobaczyłem gdzieś w sieci) trafiłem na pierwszy sezon “Peaky Blinders” było to dla mnie serialowe objawienie. Połączenie trzymającej w napięciu fabuły, charakterystycznych postaci oraz niesamowitej estetyki to mieszanka unikatowa i niezwykle wysokoprocentowa, niczym gin szmuglowany do Stanów Zjednoczonych w czasach prohibicji. Skala tamtego zachwytu sprawia, że tym większy żal odczuwam teraz, po obejrzeniu piątego sezonu. Bo są to żałosne popłuczyny po tym, co było.
“Peaky Blinders” stał się dla mnie symbolem pewnego zjawiska, swego rodzaju choroby toczącej rynek seriali. Mam wrażenie, że bardzo rzadko zdarza się, aby historia była zamkniętą konstrukcją, którą kręci się z, przynajmniej ogólnym, zarysem początku i końca. Zazwyczaj, jeśli wyemitowany sezon odniesie sukces, produkuje się kolejny, rozwlekając wątki i eksploatując konwencję do granic możliwości. Doi się tę krowę, aż padnie. Taki smutny koniec spotkał już wiele historii. Teraz pada “Peaky Blinders”, bo producenci zatłukli go niczym piniatę, z której wyskakiwały złote dolary.
Żal mi tego tytułu, bo miał swój charakter, tożsamość i dawał mi, jako widzowi, niekłamaną frajdę. Piękne kadry, sceny zmontowane z muzyką na modłę teledysku, frapujący i charakterystyczni bohaterowie, no i świat – chociaż tak bliski, to tak odległy. Ten kierunek został wyznaczony już w pierwszym sezonie i później był dalej rozwijany, z powodzeniem. Co się zmieniło w piątym sezonie? W sumie niby nic, ale… tym razem jest strasznie wtórnie, a do tego twórcy tę wtórność chcą maskować przesadną egzaltacją, co jeszcze pogarsza sprawę. “Peaky Blinders” stało się tak cool, jak pierwszy lepszy teledysk muzyczny, poskładany z tanich zagrań, bez jakiegokolwiek wyrafinowania obliczonych na to, aby wywoływać określone emocje. Co przy chociaż minimalnej wrażliwości estetycznej wywołuje opór przed manipulacją i skutek dokładnie odwrotny.
Po obejrzeniu tej edycji serialu byłem w szoku, że aż tak to położyli. Szoku na tyle dużym, iż zwątpiłem we własny krytycyzm i zacząłem konfrontować moje zdanie ze zdaniem innych widzów. Ze zdziwieniem odkryłem mnóstwo pozytywnych recenzji, jednak trafiłem też, głównie na żywo, na zdania dokładnie pokrywające się z moimi odczuciami. No bo sorry, ale już chociażby łzawy wątek z pierwszego odcinka z Tommym zabijającym konia, nie dość, że słabo i pretensjonalnie wyreżyserowany, to jeszcze tak tani na poziomie estetycznym (ta scena, gdy Tommy strzela, tak niesmacznie i bez umiaru upaćkana kalkami emocji, niczym potrawa tanim majonezem – jak mogliście to zrobić??). I później nie jest lepiej, a nawet jest gorzej. Jest mega cool.
Już wcześniej trafiałem na krytykę “Peaky Blinders” za to, że mitologizuje zwykłych bandziorów. Wybaczałem to serialowi, przenosząc recepcję całkowicie z poziomu etycznego na estetyczny. Lecz to, co się dzieje w piątym sezonie, to już jest jakaś pokraczna laurka, w której twórcy wykorzystują najbardziej oklepane elementy dobroczynności. No tak, oczywiście, żeby wbić Blindersów na szczyt ludzkiej szlachetności, zostają oni pokazani jako dobrodzieje sierotek. Ech, kto pisał ten scenariusz – załzawiona emo nastolatka?
Wybaczcie złośliwość, ale ten serial naprawdę nie zasługuje na lepszą krytykę.
A twórcy zasługują na karę, bo zabili legendę. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że legenda odżyje, aby się zrehabilitować. Chociaż… może lepiej niech już nie dotykają tego truchła niegdyś imponującej historii. Niech już nie szargają trupa. Niech już spoczywa w pokoju.
Kiedyś, gdy z synem będę oglądał „Peaky Blinders” powiem mu, że wyszły tylko 4 sezony.
Podobało Ci się? Wspieraj moje pisanie:
NA MARGINESIE:
- Tak, w tym sezonie jest fabuła, ale nie chciało mi się jej opisywać, bo również jest słaba i zlepiona z tanich elementów i kalek. Ogólnie Tommy angażuje się w politykę i działalność przestępcza zaczyna coraz mocniej się z tym przeplatać.
- Tak, serial ma fajne elementy, głównie postaci. Czasami są fajne tylko częściowo, bo w pewnym momencie zostają karykaturalnie przerysowane , ale mimo to dla tych kilku wpadających w oko i wyobraźnię kreacji warto to oglądać (jeśli ktoś, jak ja, zżył się z tym tytułem i nie może odpuścić).
Trailer „PEAKY BLINDERS”, sezon 5
No w końcu, wszędzie czytam peany, a zdanie mam takie, jak powyżej napisane. Już myślałam, że wszyscy ogłupieli, widzę, że na szczęście nie jestem sama, dzięki, Maciek :-)
Po przeczytaniu Twojego komentarza też poczułem ulgę ;)