Nowa Fantastyka 08/2020
Odnoszę wrażenie, że po sprostowaniach i przeprosinach NF za “Dalian, będziesz ćwiartowany!” wstępniak Jerzego Rzymowskiego do bieżącego numeru “Nowej Fantastyki” to strzał w stopę lub niebezpiecznie blisko stopy. Nie oceniam tego z perspektywy moich emocji, raczej próbuję ująć to pijarowo, staram się odgadnąć uczucia innych osób. Oburzone środowiska nie do końca mogą być usatysfakcjonowane ustawianiem tego, co się dzieje, w kontekście pluralizmu “upodobań i zainteresowań”. Zdaję sobie sprawę, iż wstępniak jest napisany tak, że za adresata można uznać jedną lub drugą stronę konfliktu. Nie wiem jednak, czy wizerunkowo ta dwuznaczność przejdzie bez kolejnej rysy na NF.
Niezależnie od tego – “Oświadczenie” redakcji, które znajdziemy na 16 stronie tego numeru, elegancko rozprawia się z nieporozumieniami, jakie narosły wokół feralnego opowiadania Jacka Komudy. W sposób jednoznaczny ustawia NF po tej stronie barykady, gdzie każdy rozsądny fan tego czasopisma spodziewałby się ją widzieć – i nie jest to miejsce, gdzie stało ZOMO.
Tyle o wciąż żywym wątku NF 07/2020. Przejdźmy teraz do pozostałej zawartości 08/2020. W “Opowieści z automatu” Marek Starosta pisze o spocie reklamowym Lexusa, którego scenariusz został stworzony przez sztuczną inteligencję. SI nakarmiono wzorcowymi reklamami samochodów i w efekcie podobno wypluła krótką, emocjonującą historię. Obejrzałem ten filmik. Nie jest zły. Jednak bardziej zastanawia mnie, ile jest prawdy w twierdzeniach o autorstwie sztucznej inteligencji. Nie to, że wątpię w moc i potencjał naszych młodszych braci, jednak na pewno wątpię w intencje działów marketingu. Spot wyreżyserowany przez SI to tak chwytliwe hasło, iż domyślam się jak bardzo mogło specom od reklamy zależeć, aby to się udało. Bardziej jestem skłonny uznać za wiarygodną taką wersję, że SI wypluło z siebie jakąś treść, chaotyczny zlepek wizji, a scenarzyści i script doctorzy poskładali z tego sensowną całość. Czyli SI w takim przypadku byłoby wsparciem najwcześniejszych etapów kreacji, burzy mózgów.
Bartek Czartoryski w artykule “Producent” przyjaciel czy wróg?” pisze bardzo ciekawe rzeczy o tym, jak funkcjonuje Hollywood i przemysł filmowy. Punktem zainteresowania jest rola producenta. Czytałem z dużym zaciekawieniem, bo uważałem (i nadal uważam), że producent to taki czynnik w produkcji filmu, który ten film psuje. Stworzyłem nawet zasadę pasującą do bardzo wielu filmów – pierwsza połowa reżysera, druga producenta. Czyli zaczyna się ciekawie, porywająco, niebanalnym pomysłem i porywającym prowadzeniem akcji, ale później wszystko zjeżdża w koleiny kinowego konwenansu i wysokobudżetowej normy, bo reżyser zszedł planu, a na jego miejscu zasiadł księgowy. To oczywiście mój komentarz. Z tekstu pana Czartoryskiego wynika, że jest i było wielu producentów, którzy do nadzorowanych projektów wnosili dużo wartościowego, a ich nazwisko na plakacie może służyć za markę. Na pewno zgadzam się z tym, iż zamiast wybierać film po aktorach, lepiej byłoby wybierać po tych, którzy rzeczywiście za daną historię i sposób jej opowiedzenia odpowiadają, czyli zwrócić uwagę na reżysera (robię to często), scenarzystę (robię to rzadko) i producenta (nigdy jeszcze tego nie zrobiłem).
Andrzej Kaczmarczyk w “Z fantastyką wśród zwierząt” daje wyrywkowy przegląd “zwierzęcej fantastyki”, czyli fantastycznych książek ze zwierzętami w roli głównej. Z tego artykułu wynotowałem sobie kilka tytułów, które chciałbym przeczytać, w tym serię komiksową “Mysia straż”.
Ok, teraz to, co najsmaczniejsze, czyli proza. W dziale polskim na start mamy “Krainę piasku” Radka Raka. Rozpoczyna się to niezbyt porywająco. Po pierwszych akapitach spodziewałem się peanu ku czci hulaszczego, studenckiego życia. Powiało nudą, jednak zanim zdążyłem się zniechęcić, autor zaczął odbiegać w innym kierunku. Niespodziewanie “Kraina piasku” zamieniła się w świetną opowieść o formowaniu się człowieka, miniaturowe, a jednak mocno przejmujące bildungsroman. Przeżyłem to opowiadanie. Jest świetne, także na poziomie języka – bez problemu mógłbym tu rzucić kilkoma fragmentami, które warte by były powtórzenia. I nie ma tu dla mnie znaczenia, że brzytwa Lema zarżnęłaby ten tekst pierwszym chlaśnięciem. Opowieść Raka uwiodła mnie całkowicie i pewnie już na zawsze pozostanie ze mną konstatacja, że dzieciństwo i młodość to tlący się głęboko w nas żar, nad którym unosi się reszta życia, czyli popiół i dym. Dawno już nie uległem żadnej egzystencjalnej narracji. Przy tej przypomniałem sobie, iż wciąż czeka na mnie moje życiowe zadanie, czyli spisanie własnej opowieści o czasach młodości.
“Głos słońca” Marty Magdaleny Lasik to nastrojowa opowieść osadzona w japońskiej kulturze. Prosta historia o bardzo spokojnej rytmice, jednocześnie pełna chłodu i ciepła.
Dział prozy zagranicznej otwiera Alix E. Harrow z “Przewodnikiem wiedźmy po ucieczkach: praktycznym kompendium fantazji o portalach”. Fantastyka biblioteczna, bo ten typ opowieści występuje na tyle często, że chyba już zasługuje na swoją szufladkę (także w bibliotecznym katalogu). Nie porwało mnie to, chociaż też nie mam temu opowiadaniu nic większego do zarzucenia. Ot, taki wypełniacz.
Następna jest “Golgota” Dave Hutchinsona, czyli miniatura SF, swoją atrakcyjność osadzająca głównie na jednym plot twiście. Jak dla mnie całość jest mało zaskakująca i to opowiadanie ratuje jedynie fakt, że jest naprawdę krótkie. Jako migawkowego shorta, wetkniętego między większe narracje, można to przeczytać.
“Zasmakować w świetle gwiazd” Johna R. Fultza… no cóż. Mocna rzeczy. Nawet bardzo mocna. Horror science fiction, oparty na zaskakującym pomyśle. Skojarzyło mi się to z prozą Palahniuka – czytając to, czułem jednocześnie obrzydzenie, zakłopotanie, jak i fascynację tą ponurą, dziwaczną historią. Autor do swojej koncepcji podszedł bezkompromisowo, przez co całość momentami jest po prostu niesmaczna (słowo nieprzypadkowe). Minusem jest dla mnie zamykający historię tani plot twist. Według mnie bez niego opowieść byłaby dużo lepsza i miałaby jeszcze większy ciężar.
Ostatnie opowiadanie tego numeru to “Kontakt” Iny Goldin. Science fiction owinięte wokół tematu kontaktu z obcym, inteligentnym – chociaż nie rozwiniętym technologicznie – gatunkiem. Opowiadanie sprowadza się do jednego pomysłu, który jednak jest ciekawy i frapujący. Odmienność obcych przywodziła mi na myśl lektury Orsona Scotta Carda wypełnione interesującymi wątkami ksenologicznymi.
W drugiej część publicystycznej NF dobrze mi się czytało “Osobowość rozszerzoną” Rafała Kosika, bo autor porusza w tym felietonie zajmujący temat rozszerzania możliwości naszych ciał za pomocą technologii oraz przenoszenia na zewnątrz naszej świadomości. Kosik to ostatnie nazywa procesowaniem zewnętrznym i omawia to jako zjawisko już zachodzące, bo w końcu czym jest transfer naszej pamięci (zdjęcia, zapiski) na dyski serwerów, jak nie umieszczaniem tam “peryferii” naszej osobowości? W wizji bezrobotnego społeczeństwa, pozbawionego pracy przez automaty, które swoje życie spędza w VR, zawsze zastanawia mnie to, czy takie społeczeństwo w ogóle będzie istnieć – jeśli będzie bezużyteczne, z punktu widzenia systemu, zniknie lub zostanie zredukowane do minimum. Więc spauperyzowana masa zaludniająca wirtualne światy to będzie raczej rozdział krótki i przechodni, doświadczy tego jedno pokolenie, bo następnego już nie będzie lub będzie dużo mniej liczebne i inaczej osadzone w nowych realiach.
Łukasz Wiśniewski pisze o ciekawej grze komputerowej – “Serce lasu”. Oparta jest na papierowym erpegu “Wilkołak: Apokalipsa” i zrealizowano ją jako… paragrafową grę tekstową, z – podobno – świetną oprawą audiowizualną.
Na koniec numeru Łukasz Orbitowski w sposób nader zajmujący i zachęcający pisze o filmie “Linia życia”, przy okazji starając się bronić Joela Schumachera jako reżysera. Nie oglądałem filmu, wydaje mi się jednak dużo gorszy niż jego opis w wykonaniu Orbitowskiego. Opis na tyle dobry, że być może kiedyś to obejrzę. Czyli obrona Schumachera skuteczna ;)
Podobało Ci się? Wspieraj moje pisanie:
Tak nieśmiało zwrócę uwagę, że lewicowa cenzura ideologiczna, to jest właśnie to miejsce, w którym stało ZOMO.