Nasza planeta, czyli jak obserwowałem obserwujących
Gdy już jestem znudzony wszystkim – nie cieszy mnie żadna gra AAA, ani nawet AAA+, książki usypiają w pierwszym akapicie, a wybieranie serialu lub filmu kończy się pełnym rozczarowania wyłączeniem telewizora – wtedy szukam zachwytu u źródeł. W przyrodzie. Włączam więc film przyrodniczy i niemal nigdy nie jestem rozczarowany. A w przypadku serii “Nasza planeta” byłem zachwycony – od początku do końca.
Zanim trafiłem na ten tytuł, nic o nim nie słyszałem. Pewnie przemknęły gdzieś mimo mnie zapowiedzi, a zgaduję, że były, bo “Nasza planeta” to prawdziwa superprodukcja wśród filmów przyrodniczych i pewnie była zapowiadana. Moje miłe zaskoczenie było tym bardziej miłe i tym bardziej zaskakujące. Serial Netflixa pokazuje naturę w sposób tak spektakularny, jak jeszcze się dotychczas na ekranach tv nie zdarzyło (tak, stwierdzenie z ogromnym kwantyfikatorem – niby skąd mam to wiedzieć? może i się wydarzyło, nie widziałem wszystkich filmów o tej tematyce; to po prostu taki pokracznie rozwleczony sposób na powiedzenie “wow!”).
Zachwycające ujęcia z “Naszej planety” powstały jako efekt wiedzy, ciężkiej pracy i zastosowania nowoczesnego sprzętu (w tym dronów). Rezultat jest powalający i każdy odcinek tego serialu to zapierająca dech w piersiach podróż po malowniczych regionach naszej pięknej planety. Obserwujemy nie tylko faunę, ale też florę oraz elementy martwej natury, często w kontekście niepokojących zmian zachodzących w przyrodzie. Zresztą jest to istotny motyw tej serii – Krystyna Czubówna (komentująca w polskiej wersji językowej, w oryginale jest to David Attenborough) kilka razy puentuje piękne sceny smutną konstatacją, że z powodu zmian klimatu być może już niebawem takie widoki staną się tylko elementem przeszłości. Swoją drogą za sprawą tych uwag oglądanie “Naszej planety” to dosyć dziwna mieszanka emocji – zachwytu i poczucia winy.
Fanem filmów przyrodniczych jestem od zawsze i tego typu treść niemal zawsze jest w stanie przykuć mnie do telewizora. Nowoczesne produkcje zaskakują nie tylko czysto technologiczną jakością zdjęć, ale też unikatowością ujęć. “Nasza planeta” pod tym względem przebija wszystko, co dotychczas widziałem. Dlatego też, podziwiając spektakularne lub wyjątkowo intymne ujęcia, jeszcze intensywniej niż zwykle zastanawiałem się “Tam do kata, jak oni to zrobili?”. Oczywiście byłem świadom, iż stoi za tym mnóstwo roboty wielu ludzi, jednak Netflix zrobił mi niespodziankę i pozwolił sprawdzić, jak wyglądało powstawanie tego serialu. “Nasza planeta” ma ponad godzinny making of.
Ten ostatni odcinek serii, opowiadający o niej samej, był dla mnie materiałem równie interesującym, co właściwa, przyrodnicza część produkcji. W końcu mogłem poobserwować obserwujących i dowiedzieć się, jak ciężko pracowali na swój sukces. I powiem wam, że to, czego się dowiedziałem, przerosło moje domysły. Stworzenie serialu przyrodniczego to taki ogrom pracy, cierpliwości, poświęcenia, iż w końcu dotarło do mnie: spełnienie mojego skrywanego marzenia, aby kiedyś pracować w ekipie realizującej filmy przyrodnicze, byłoby niedźwiedzią przysługą oddaną mi przez los ;) Nie, serio, to jest piękne, widać, że jest bardzo ciekawe, pasjonujące, na pewno jest w tym mnóstwo momentów, które pamięta się do końca życia, ale są też motywy takie, jak siedzenie przez dwa lata w budce z dykty, na trzaskającym mrozie, po to, aby złapać choć jedno ujęcie syberyjskiego tygrysa. Także, panie i panowie, oglądajcie tę rzecz z należnym szacunkiem.
Podobało Ci się? Wspieraj moje pisanie:
Trailer „NASZA PLANETA”