Nowa Fantastyka 12/2019
Już drugi raz w trakcie niespełna rocznego okres prenumeraty NF miała problemy z dotarciem pod mój adres. W końcu dotarła, jednak z bardzo dużym opóźnieniem – patrząc po dacie nadania z etykiety naklejonej na kopertę, to było niemal 20 dni. Dziwne, że w ogóle dotarła. Po takim czasie spodziewałbym się raczej zaginięcia przesyłki. Być może po prostu pracownik firmy dostarczającej prenumeratę skusił się na lekturę, co nie byłoby takie dziwne, bo na okładce jest Wiedźmin, a więc popkulturowa ikona o olbrzymiej mocy przyciągania.
W tym przypadku możemy ocenić zawartość po okładce, bo numer jest zdominowany przez Wiedźmina. Okazja to premiera produkowanego przez Netflix serialu. Nie jestem fanem Wiedźmina i nie czekałem na ten tytuł, jednak po lekturze wiedźminowskiej publicystyki (wywiady z producentami,, aktorami, z A. Sapkowskim), poczułem ekscytację. Przemówiło do mnie głównie to, że za każdy odcinek będzie odpowiedzialny inny scenarzysta, przy czym dobrano ich tak, aby prezentowali kompletnie odmienne typy wrażliwości. To powinno zagwarantować ciekawą różnorodność. Równie obiecujące jest zaangażowanie ludzi odpowiedzialnych za tę produkcję.
Przy okazji tej lektury dowiedziałem się trochę o tym, jak przebiega produkcja serialu telewizyjnego. Poznałem m.in. funkcję showrunnera, czyli serialowego producenta, osobę decydującą o kwestiach kreatywnych i zarządzającą całym projektem. W przeciwieństwie do filmów, w serialach showrunner w kwestiach kreacji jest ważniejszy od reżysera. Showrunnerką netflixowego “Wiedźmina” jest Lauren Hissrich. Producentem wykonawczym zaś Tomek Bagiński.
Po uporaniu się z Wiedźminem dotarłem do działu prozy polskiej, który otwierają “Zakamarki” Tomasza Kołodziejczaka. To krótkie opowiadanie SF, z motywem przewodnim w postaci frapującego pomysłu kosmologicznego. Forma jest na tyle zwarta i oszczędna, że tak naprawdę to właśnie ten pomysł jest jedyną treścią opowiadania – fabuły jest tam tyle, co nic, tyle co konieczne. Ale idea jest ciekawa, więc warto przeczytać.
Drugi tekst to również science fiction – “Zrobimy to dla ciebie pojutrze” Tomka Suwalskiego. Autor dotyka ciekawej (i coraz bardziej współczesnej) tematyki wpływu zaawansowanych technologii na rynek pracy. Za to bardzo duży plus. Minus to niska wg mnie wiarygodność narracji. O ile sama wizja społeczeństwa przyszłości, jako całość, jest ok (choć przerysowana, raczej celowo), to już w szczegółach wypada gorzej. Ot chociażby nazwy, np. aSIstent – nie jestem w stanie przełknąć tego, że w żywym, tworzonym przez codzienność języku przyszłości funkcjonowałby taki artefaktyczny zlepek. Rozczarowało mnie też zakończenie, ale żeby nie pozostawiać negatywnego wrażenia, jeszcze raz napiszę, iż ogólnie to ten tekst jest ok ;)
Po tych dwóch opowiadaniach byłem przekonany, że w tym numerze rządzi SF, jednak trzecie opowiadanie to fantasy. “Miasto sług” Michała Smyka bazuje na ciekawym pomyśle, dającym bogate tło społeczne i gospodarcze działalności magów. Pomysł ten odgrywa kluczową rolę w fabule, której bohaterka nie jest herosem, ale zwykłym szaraczkiem zaludniającym fantastyczną krainę, przewijającym się gdzieś w tle wielkich wydarzeń. Tym razem jednak szaraczek odegra wielką rolę, mimo że wcale nie w imię wielkich idei.
W dziale prozy zagranicznej na początek dostajemy “Babilon” Dave’a Hutchinsona. To fantastyka bliskiego zasięgu, rozwijająca problemy narastające współcześnie, których symptomem jest napływająca do Europy fala emigrantów z południa. Tekst jest krótki, jednak daje konkretny posmak uchodźstwa i walki o swoje racje z potężniejszym oponentem, który marginalizuje problem, odwraca się od niego i odgradza barierą siły. Opowiadanie może być zalążkiem dłuższej, ciekawej historii, bo w sumie jest jedynie rozpoczęcie wątków, aż proszących się o dalszą narrację.
W dalszej części sekcji z zagranicznymi opowiadaniami zmieściły się aż trzy teksty – krótkie i o humorystycznym charakterze. “Błogosławieństwa” Naomi Novik to żart fantasty. O ile sam centralny pomysł jest całkiem zabawny i ma potencjał, to jednak nie rozwija się to w nic specjalnie śmiesznego ani ciekawego. “Prawo wolnego wypasu” Denisa Tichij to absurdalne sf, komiczne nie tylko ze względu na fabułę, ale też językowo. Fajna, wesoła miniatura z akcją osadzoną w kosmosie. Z kolei “Słońce na wygnaniu” Catherynne M. Valente to przerysowana satyra angażująca się w zagadnienia polityczne, społeczne i ekologiczne. Tekst nie sili się na realizm i wiarygodność, jest raczej szyderczą tragifarsą naszej rzeczywistości odbitej w krzywym zwierciadle wyobraźni autora.
Podobało Ci się? Wspieraj moje pisanie: