Subnautica – recenzja gry. I need to go deeper.

Last modified date

Comments: 0

Za pracę naszego układu nerwowego odpowiedzialne są m.in. neuroprzekaźniki. Jednym z nich jest dopamina, którą uważa się (upraszczając) za neurotransmiter o charakterystyce pobudzającej. Bierze ona udział w modulowaniu wielu zachowań i procesów, m.in. kontroluje pragnienie nowości. Jest nawet grupa jej receptorów, które potocznie bywają nazywane novelty seekers (D4DR). Mam wrażenie, że Subnautica to gra zaprojektowana pod ten dopaminowy układ – gra dla ludzi ciekawskich.

Odchodząc od neurofizjologicznej nomenklatury, opiszę to w bardziej codziennych słowach. Studio Unknown Worlds Entertainment (nomen omen) zrobiło grę dla tych, którzy tęsknią za przygodą, śnią o nieznanych lądach, a romantyczna natura pcha ich zawsze ku horyzontowi. Czyli grę dla mnie. Bo mimo osiadłego trybu życia i przewidywalnej codzienności, typowych dla współczesnego mieszczucha, gdzieś głęboko we mnie mieszka uciekający w nieznane Włóczykij, eksplorujący alternatywne światy Rick, a nawet obdarty Robinson. Możesz się utożsamić z tą listą bohaterów? Stawiam więc na to, że Subnautica sprawi ci sporo przyjemności.

Przy pierwszym posiedzeniu gra mnie nie zachwyciła. Poświęciłem jej niecałe 2 godziny, bo więcej nie dałem rady. Stwierdziłem, że spoko, ale nuda i szkoda mi na to życia. Jednak wieczorem, przed zaśnięciem, moje myśli już się kręciły wokół Subnauticy, co mnie dosyć zdziwiło. Krótka rozgrywka wystarczyła do tego, aby zainicjować proces eksploracji nieznanego świata, stymulując tym ciekawość, a zarysowane wyzwania pobudziły kreatywność. Dlatego następnego dnia siadałem do konsoli z mlaskaniem i sceptycznym “No dobra.” wypisanym na nieco zblazowanym obliczu, “Dam tej grze jeszcze jedną szansę”. No i wsiąkłem.

>> KUP GRĘ SUBNAUTICA <<

3 godziny później

… a było w co wsiąknąć, bo akcja Subnauticy dzieje się na planecie niemal całkowicie pokrytej oceanem. Wcielamy się w jednego z ocalałych załogantów statku kosmicznego Aurora. Nasza kapsuła ratunkowa dryfuje w bezkresie wód. Jesteśmy sami, wiemy, że gdzieś tam mogą być inni ocaleni, nie mamy pojęcia, co konkretnie dalej robić. Początek akcji to niemal same niewiadome – nie wiemy do końca co się stało, dlaczego i, co najważniejsze, jak sobie poradzić w nieznanym środowisku. Do dyspozycji mamy skromne zaplecze techniczne kapsuły ratunkowej, szczątkowe informacje oraz jednokierunkową komunikację (możemy odbierać sygnały radiowe). Do tego dochodzi najważniejsze, czyli lokalny ekosystem. On też staje się naszym zasobem, jednak aby móc go eksploatować, najpierw musimy poświęcić czas na to, aby go poznać.

Planeta 4546B (na której dzieje się nasza robinsonada) to nie tylko źródło surowców, ale, przede wszystkim, środowisko naszego życia. Z uwagi na to, że zaczynamy z niewielkim zasobem technologii, początkowo jesteśmy bardzo nieporadni i kompletnie bezbronni. Eksploracja świata jest inicjowana małymi kroczkami – poznawaniem najbliższego otoczenia. Wystarcza to do tego, aby zacząć się rozkręcać: zapewnić sobie wodę i żywność oraz surowce niezbędne do wytworzenia pierwszych narzędzi. A im więcej narzędzi, tym bardziej nasz Homo sapiens – niezbyt silna i niezbyt wytrzymała małpka, do tego funkcjonująca tu w środowisku wodnym, do którego kompletnie nie jest przystosowana – zaczyna ogarniać sytuację.

300 metrów głębiej

Grę rozpoczynamy na przyjaznej płyciźnie, pełnej słonecznego światła i nieszkodliwych lub mało szkodliwych stworzeń. Bardziej zaawansowany ekwipunek pozwala nam poszerzać obszar eksploracji. Oddalamy się od kapsuły i odkrywamy groźne oblicze oceanu – mroczne głębiny, w których czają się dziwaczne, często drapieżne bestie (ale też cenne, rzadkie surowce).

Co mnie zaskoczyło – Subnautica ma w sobie dużo klimatu grozy. Lęk czułem zanurzając się w oceaniczne głębiny, gdy nocą lub w obszarach, gdzie nie dociera już słoneczne światło, mrok rozpraszały jedynie reflektory mojego pojazdu, wyławiając z ciemności fragmenty otchłani. W nieznane płynie się tu z sercem w gardle. Z drugiej strony zdarzało się, że po długim okresie spokojnej gry nagle trafiało się coś, co mroziło mi krew w żyłach. Dwugodzinny zen na słonecznej rafie, z polowaniem na kolorowe rybki i zbieraniem surowców, po którym niespodziewanie zostałem zaatakowany przez drapieżnego lewiatana. Niemal padłem na zawał. Nie polecam. I polecam.

Subnautica ma fabułę, ma klimat oraz ma ciekawy, otwarty świat z wciągającym craftingiem. To połączenie okazało się dla mnie optymalne i wsiąkłem w tę grę. Na pewien czas bardzo mnie zaabsorbowała – często do niej powracałem myślami w ciągu dnia lub przed zaśnięciem, co zazwyczaj kończyło się nowymi pomysłami i planami. Za sprawą tego nazajutrz z niecierpliwością oczekiwałem na moment, gdy zasiądę do konsoli, aby móc w praktyce wypróbować wysnute w głowie koncepcje. Mam wrażenie, że podobnie CFaust przeżywał No Man’s Sky, o czym możecie poczytać w jego relacji – Recenzja No Man’s Sky.

36 godzin później

Zauroczenie trwało mniej więcej 30 godzin. Obecnie licznik na sejwie pokazuje mi około 36 godzin gry. I czuję, iż konwencja przestała mnie cieszyć. Dopadły mnie rutyna i znudzenie, niby robię to, co robiłem wcześniej, i co sprawiało mi tyle radości, jednak emocje opadły.

This slideshow requires JavaScript.

55 metrów dłużej

Do tego na spadek przyjemności, jak mi się zdaje, dosyć mocno wpłynęła zmiana środka transportu. Z małego, zwinnego batyskafu, musiałem się przesiąść do dużej jednostki, aby dotrzeć na większe głębokości. Jednak pływanie nią jest jak jeżdżenie tirem. Tam, gdzie jest dużo miejsca, jest spoko, lecz przy dnie zaczynają się problemy.

Do tego z batyskafu elegancko było widać wszystko, szybko można było się obracać, żeby ogarnąć sytuację dookoła. Badanie terenu szło sprawnie i przyjemnie. W Cyklopie, czyli tej dużej łodzi, poruszam się trochę jak w czołgu – topornie, z bezwładnością, z wąskim polem widzenia. Co prawda są kamery umieszczone na kadłubie, jednak aby przez nie popatrzeć, trzeba przerzucić się z widoku na kokpit.

Podobnie z eksploracją – niby w każdej chwili mogę przy dnie opuścić okręt, aby popływać swobodnie po okolicy używając skutera (o ile batyskaf ma limit zanurzenia, o tyle w stroju do nurkowania możemy poruszać się chyba na każdej głębokości – wzrasta jedynie zużycie tlenu, co jest zgodne z tym, jak to działa w rzeczywistości, jednak brakuje tu kompletnie problemu dekompresji, i dobrze, bo byłoby to zbyt trudne do ogarnięcia i skomplikowałoby oraz utrudniło niepotrzebnie rozgrywkę), jednak wymaga to opuszczenia mostku, zejścia do śluzy, wyjścia z okrętu itd.

Gra po prostu straciła tempo w momencie, gdy przesiadłem się z batyskafu do okrętu. Chociaż nie zmienia to faktu, że okręt sam w sobie jest wypasiony i jest super zabawką, a moment, gdy się go zbuduje i po raz pierwszy wkroczy się na jego pokład, gdzie przywita nas głos pokładowego komputera, jest momentem niesamowitej frajdy.

Skoro już w końcu piszę o tym, co mi się nie spodobało, to wrzucę tu też moje zastrzeżenia do silnika graficznego. Świat wygląda spoko, problemem jednak jest to, iż bardzo często widać dorysowywanie zbliżających się elementów otoczenia. Mam wrażenie, że plejak (pro) radził sobie z dużo lepiej wyglądającymi grami i tutaj takie coś jest efektem nieogarnięcia optymalizacji. Poza tym często zdarza się, że przy szybkim wynurzeniu na powierzchnię gra przycina, na chwilę freezuje.

7 dni później

W Subnauticę nie gram już około tygodnia. Na początku tego okresu kompletnie odskoczyłem emocjami i myślami od tej gry. Jednak przedwczoraj znowu zacząłem o niej myśleć. Przyszedł mi do głowy nowy pomysł odnośnie strategii eksploracji. Mam ochotę go wypróbować. Więc chyba wrócę jeszcze na planetę 4546B. Dam wam znać, jak ten powrót przebiegał.

 


Podobało Ci się? Wspieraj moje pisanie:

Postaw mi kawę na buycoffee.to


Trailer „SUBNATUICA” (PS4)

„SUBNAUTICA” (PS4) – galeria

Maciek

O AUTORZE: Czterdziestolatek, szczęśliwy mąż i tato. Bardzo lubię czytać, zarówno książki fabularne, jak i wiedzowe, chociaż ostatnio mam na to niewiele czasu. Hobby to także granie, obecnie na PS4 (z grami komputerowymi jestem zrośnięty jak z książkami, bo gram od czasów 8-bitowego Atari). Pisać lubię i muszę - to od zawsze moja naturalna potrzeba. Tego bloga założyłem, aby od czasu do czasu tę potrzebę zaspokoić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Post comment