Spider-Man – recenzja gry. Swingowanie w Nowym Jorku.
Rok 2018 zapisał się złotymi zgłoskami w annałach PS4. Na rynek trafiło kilka tak mocnych tytułów, że każdy z nich z osobna mógłby być argumentem za tym, aby kupić konsolę Sony. Wśród tych najlepszych z najlepszych miejsce zajął m.in. “Spider-Man”, produkcja na tyle dobra, iż jak równy z równym staje w szranki z tytanami pokroju “God of war 4” czy “Red Dead Redemption 2”.
W recenzji “God of war 4” wspominałem, że nie porywają mnie hollywoodzkie filmy o superbohaterach. Zasada ta nie dotyczy gier – już od pierwszych fragmentów gameplay’u udostępnianych w necie wiedziałem, iż to będzie świetna gra i sprawi mi wiele frajdy. Nie zawiodłem się. “Spider-Man” to superprodukcja o superjakości, bez żadnych większych, istotnych mankamentów. Zabawa w postaci czystego, mocno stężonego ekstraktu z historii o ludziach z supermocami.
Bujaj się, Człowieku-Pająku!
Akcja ma miejsce w Nowym Jorku. Konkretnie na Manhattanie, czyli na wyspie, będącej najgęściej zaludnionym obszarem tego miasta. Ogólnie Manhattan to właśnie Nowy Jork znany nam z amerykańskich filmów. Jeżeli zdarza się wam oglądać czasami telewizję lub chodzić do kina, poczujecie się w tym miejscu jak w domu.
Nie znam Manhattanu, ale jeśli wierzyć bardziej rozeznanym recenzentom, obszar ten został odwzorowany z bezprecedensową dokładnością. Fajnie wiedzieć, chociaż dla osoby, która nie jest opatrzona z tą dzielnicą NY, nie ma to większego znaczenia. Znaczenie za to ma fakt, iż na ekranie wygląda to naprawdę dobrze.
Grafika w “Spider-Manie” na początku wprawiła mnie w zachwyt. Wraz z upływem czasu zacząłem dostrzegać pewne jej mankamenty, w oczy rzuciły się uproszczenia, jednak (bądźmy realistami) jak na możliwości PS4 (pro) twórcy gry osiągnęli bardzo dużo, a być może maksimum. Jakość odwzorowania świata jest na tyle wysoka, aby wyglądało to oszałamiająco przy typowym dla tej gry tempie, a jest to tempo szalone, o czym napiszę za chwilę. Wszelkie uproszczenia znikają, gdy po prostu gramy, bo nie mamy czasu skupiać się na nich i analizować otaczających nas scen pod kątem niedociągnięć.
Tempo rozgrywki jest dyktowane przez dwa elementy – poruszanie się oraz walkę. Obydwa są dopracowane i dają mnóstwo frajdy. Najpierw napiszę coś o poruszaniu, czyli o bujaniu się na sieci między wieżowcami Nowego Jorku. W “Spider-Manie” przemieszczenie się to dobra zabawa. Jest szybkie i widowiskowe, do tego gra daje nam pełną kontrolę nad tym, co się dzieje, jednocześnie nie obarczając nas zbyt dużym poziomem trudności. Swingowanie po Manhattanie po 2-3 godzinach rozgrywki staje się intuicyjne. Zobaczycie jaki to fun, gdy już opanujecie sterowanie na tyle, aby bezrefleksyjnie, automatycznie utrzymywać duże tempo poruszania się po spektakularnie wyglądającej, żyjącej metropolii.
Spider-Man smash!
Walka, czyli crème de la crème “Spider-Mana”. Chciałbym napisać o niej tak, aby choć w przybliżeniu oddać to, jaka jest przyjemna. Graliście w gry z serii “Batman”? Ok, to walka w Człowieku-Pająku to mniej więcej to samo, co walka w Człowieku-Nietoperzu, z tym że jeszcze lepsza. Jest płynna, jest dynamiczna, daje graczowi dużo możliwości i po prostu wygląda widowiskowo.
>> KUP GRĘ SPIDER-MAN <<
Jeżeli miałbym wymienić element, który najmocniej trzymał mnie przy tej grze i sprawił, że najpierw skończyłem główną linię fabularną, a później wszystkie dodatki z serii “The City That Never Sleeps” oraz wyczyściłem mapę z większości pobocznych misji, to będzie to właśnie WALKA.
System jest całkiem rozbudowany – rozwijając postać, otrzymujemy dostęp do kolejnych ciosów i ruchów. Gdy je opanujemy i nauczymy się je stosować bez zastanowienia podczas dynamicznych potyczek, nasz Spider-Man zamieni się w zabójczego baletmistrza, który pląsa między wrogami, tłucze ich, rzuca nimi, miota w nich elementami otoczenia, krępuje ich siecią, pozbawia uzbrojenia, wypycha za krawędzie dachu… Do tego dochodzą jeszcze specjalne ataki związane ze strojem (jak widzicie po galerii screenów – można przebierać w fatałaszkach i porzucić tradycyjny wygląd) oraz high-techowymi gadgetami wytwarzanymi przez Petera Parkera. Sumując to, otrzymujemy spory zasób ataków, które w trakcie walki łączą się w jeden wielki, spektakularny combos.
Powrót do Nowego Jorku
Jeden już zaliczyłem – około 2 miesiące po zakończeniu podstawki zabrałem się za trzy dodatki z linii “The City That Never Sleeps”, czyli “The Heist”, “Turf Wars” oraz “Silver Lining”. Jest to opowieść zbudowana na wątkach mających początek w głównej fabule. Gameplay’owo jest to oczywiście więcej tego samego, czyli dokładnie to, na co liczyłem. Odniosłem jedynie wrażenie, iż mocno wzrosła trudność gry. Niektóre potyczki to była istna rzeźnia, z hordami szeregowych wrogów, kilkoma opornymi subbosami, tłukącymi do nas minigunami, samonaprowadzającymi się rakietami… Robił się z tego niezły chaos, ale dało to radę ogarnąć.
A kolejny powrót? Mam nadzieję, że będzie. Za jakiś czas, gdy już znowu odpocznę od “Spider-Mana”, skusiłbym się nawet na następne dodatki, gdyby się pojawiły. A jeżeli się nie pojawią, mam nadzieję, iż druga odsłona gry zostanie wydana szybko po premierze Playstation 5.
Podobało Ci się? Wspieraj moje pisanie:
Ps.: Dopiero przy okazji pisania recenzji odkryłem, że nazwę tytułowego superbohatera pisze się własnie w ten sposób – Spider-Man. Nie żaden Spiderman, SpiderMan, Spider man czy inny Sponderman. The more you know.
Trailer „SPIDER-MAN” (PS4)