Okja, czyli superświnia wcale nie taka super
“Okja” wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony doceniam przekaz, z drugiej – ten film mnie odrzuca, bo został zrealizowany w bardzo toporny sposób.
Film “Okja” jest kolejnym tytułem na Netflixie, który wpisuje się w progresywny, liberalny i lewicujący zestaw poglądów. Nie wiem, czy to przypadek, czy wynik tego, jakie akurat tytuły tu obejrzałem, ale mam wrażenie, iż właśnie taka jest ideologiczna linia tej… wypożyczalni? *(Szukałem słowa, które pozwoliłoby mi określić czym jest Netflix i Wikipedia definiuje go właśnie jako wypożyczalnię – nie do końca wydaje mi się to trafione. Czuć, że brakuje nam adekwatnych określeń i nowe zjawiska próbujemy ująć w stare terminy. Strumieniowanie nie jest wypożyczaniem. Udostępnianiem? Udostępnialnia? :D)
Tak jak wspomniałem – “Okja” zasługuje na pochwałę za przekaz. Występowanie w obronie słabszych i tych, którzy sami nie mogą być swoimi adwokatami, jest wg mnie postępowaniem słusznym. Ciekawy nawet jest zabieg narracyjny zastosowany w tym filmie. Dzięki niemu jest szansa na przełamanie światopoglądowego i kulturowego oporu widza. Proste podmienienie zwierzaka z typowo hodowlanego na sympatyczną hybrydę kilku gatunków, wyglądającą niczym maskotka z familijnego filmu, pozwala poczuć absurdalne okrucieństwo przemysłu mięsnego. Niestety ale…
… oprócz tego “Okja” leży i kwiczy, niczym chora superświnka. Film jest mocno siermiężny pod względem fabularnym oraz dialogów. Naprawdę ciężko (lub nie sposób) wczuć się w opowiadaną historię. Nawet, gdy pojawia się moment na tyle dobrze opowiadanej historii, iż w odstawkę idzie krytycyzm, a zaczynają grać emocje, niemalże w tej samej chwili reżyser wali prosto w twarz ideologicznym prostym lub sierpem, przez co od razu w głowie pojawia się nam czerwony napis ostrzegawczy “Ale w co ty grasz?!” i odgradzamy się od fabuły murem analitycznej podejrzliwości.
Można by próbować bronić “Okji”, tłumacząc, iż jest to opowieść celowo prosta, bo ma charakter edukacyjny lub jest współczesną przypowieścią. Ok, ale jeśli tak, to jaka jest rola takiego filmu? Czy jest to film familijny? Nie. Pojawiają się przekleństwa i przemoc. Czy jest to więc film edukacyjny? Też nie. To przecież fikcja. Co prawda z mocnym (a nawet – dominującym) przesłaniem, ale jednak fikcja. Do tego wydaje mi się, że osoby nie przekonane do przesłania filmu albo go nie obejrzą do końca, albo obejrzą z irytacją, a tym samym historia ta przemówi jedynie do tych, którzy już i tak są przekonani. Pozostaje więc ostatnia możliwość, że jest to film fabularny dla dorosłego widza. No i tutaj powracamy do wymienionych już problemów z mało wyrafinowanym scenariuszem i dialogami. Przez co “Okja”, mimo szlachetnych pobudek i dobrze animowanego zwierzaka, trafia do szufladki z dziełami skazanymi na szybkie zapomnienie (tak, tak – nie jest nawet tak zła, aby można ją było chociaż za to zapamiętać).
***
Przeczytałem powyższą recenzję i szkoda mi się zrobiło superświni. Chciałbym ją za coś pochwalić, poklepać po tłustym boczku, co jest dosyć trudne. Ale mam dobrą wolę i mogę przecież wyciągnąć – już wcześniej wymienione – tematykę oraz animację tytułowego stwora. Co do reszty, to może wcale nie jest tak źle, jak piszę. Po prostu oczekiwałem czegoś więcej, tym bardziej, że chciałbym, aby przesłanie niesione przez ten film zyskiwało na zasięgu i sile. I być może te zbyt duże oczekiwania sprawiły, iż “Okja” została przeze mnie oceniona tak surowo. Po prostu… obejrzyjcie sami. Jest na Netflixie.
Podobało Ci się? Wspieraj moje pisanie:
Trailer „OKJA”
Dobra recka. Ten film tylko potwierdza tezę, że Netflix tworzy bardzo przeciętne filmy fabularne (ale za to w seriale umie),