Nowa Fantastyka 07/2020
We wstępniaku Jerzy Rzymowski o wolności i tym, jak niszczy je zamienianie dyskusji w wojny – “Częścią tolerancji jest uwolnienie się od kompulsywnej potrzeby słuszności”. Krótki tekst redaktora naczelnego stał się ciekawym komentarzem do tego, co się wydarzyło wokół bieżącego wydania NF.
W “Dorabianiu gęby” Marek Starosta pisze o deepfake’ach i związanych z tą technologią społecznych oraz politycznych zagrożeniach. Możliwość wyprodukowania w domu nagrania z dowolną osobą w dowolnej sytuacji to początek prawdziwej ery postprawdy, w której kompletnie już utracimy zdolność do rozróżniania faktów od fikcji, oprzemy się więc wyłącznie na emocjach?
Witold Vargas tym razem, bardzo koronawirusowo, opowiada o roli zwierząt w wierzeniach ludowych. Ciekawy temat, no i w końcu dojrzałem do tego, żeby sprawdzić, co jego autorstwa jest dostępne w księgarniach. Aż się ucieszyłem, że czeka mnie tyle ciekawej lektury (książki znalazłem, pozostaje tylko znalezienie czasu).
Jednak prawdziwą ekscytację przeżyłem przy następnym tekście. Niby nic wielkiego – w “Czym są gry fabularne dla dzieci?” Kamila Zalewska-Firus i Marcin Kubiesa piszą o tym, na co tytuł wskazuje. Jako rodzic i człowiek, który będąc nastolatkiem spędzał niemal każdy wieczór na graniu w “papierowe” RPG, z ogromną radością uświadomiłem sobie jakiś czas temu, że gdy mój syn jeszcze trochę podrośnie, będę mógł z nim grać, jednocześnie traktując to jako rozrywkę i działanie dydaktyczne. Zadziałało prawo synchroniczności i ledwie kilka miesięcy po tym, gdy ten cudowny pomysł pojawił się w mojej głowie, trafiłem w NF na omawiany artykuł. Tak, gry fabularne dla dzieci istnieją i są coraz popularniejsze. Do tego można im przypisać szereg wartości wychowawczych, o których wcześniej nie pomyślałem. Teraz po prostu nie mogę się doczekać momentu, gdy moje dziecko zacznie ogarniać temat na tyle, abym mógł poprowadzić mu sesję :)
W dziale z prozą polską na początek dostajemy produkt o charakterze stricte krajowym, czyli opowiadanie Jacka Komudy “Dalian, będziesz ćwiartowany!”, które wywołało niewielką burzę w mediach. Burza została rozkręcona wokół przekazu tego tekstu, uznanego za homofobiczny. Widząc to zamieszanie, oczywiście z większym zainteresowaniem rozpocząłem lekturę. Oto moje wnioski: opowiadanie to nic specjalnego i rzeczywiście jest tendencyjne. To jednak nie oznacza, że blokowałbym jego publikację, gdyby to ode mnie zależało. Zblokowałbym je tylko dlatego, że jest średnie i to w większości aspektów. Cała fasadowa konstrukcja fikcyjnego świata, z niewielkim zapałem udająca, iż niby nie jest grubą analogią do naszej rzeczywistości geopolitycznej i historycznej, jest toporna i mnie nie porwała. Fabularnie też tam niczego specjalnie nie ma. Rysunek charakterów sztampowy, generyczny. Do tego granie na emocjach tkliwymi scenami tak tanimi, że nie powstydziłby się tego niskobudżetowy serial telewizyjny.
Oczywiście ze względu na przekaz Jerzy Rzymowski mógł podjąć decyzję na “tak” lub “nie”, dla publikacji tego tekstu. Zdecydował się na “tak” i później, w reakcji na falę oburzenia publicystów i środowiska LGTB+, opublikował dwa oświadczenia, w których przeprasza urażonych czytelników i jednoznacznie odciął NF od homofobii i ustawił ją po stronie obrońców “słabszych, wykluczonych i dyskryminowanych”. interesującym efektem tej awantury będzie numer “Nowej Fantastyki” tworzony przez autorów ze środowiska LGTB+ i skupiający się na tekstach dotyczących tej tematyki. Sam autor rzeczonego opowiadania twierdzi, iż opowiadanie było pastiszem polskiej rzeczywistości. Jest to więc takie grube nieporozumienie? Patowa sytuacja: słowo za słowo, opinia za opinię i emocja za emocję.
Rozumiem racje osób urażonych. Mogę się tylko domyślać, jak bardzo ciężko jest żyć w kraju, gdzie nadal jest tyle ośrodków, w tym oficjalnych, emanujących niechęcią lub nawet nienawiścią wobec LGTB+. Jednak według mnie swoboda twórcza pisarzy i swoboda doboru treści w czasopiśmie literackim nie powinny być blokowane w aż tak dużym stopniu. Dajmy wolność wypowiedzi (rzecz jasna – w rozsądnym zakresie, ale ta literacka paralela, mimo swojej siermiężności, mieści się w akceptowalnym obszarze literatury fabularnej) i na ich podstawie wyrabiajmy sobie opinie o wypowiadających je ludziach. Nie kneblujmy ich jednak, bo za jakiś czas obudzimy się w rzeczywistości, gdzie strach będzie powiedzieć cokolwiek odbiegającego od nijakiej konwersacji rodem z telewizji śniadaniowej.
W kontekście tego, co się wydarzyło wokół “Dalian, będziesz ćwiartowany!”, kolejne opowiadanie polskie jest bardzo ciekawym wyborem. “Szuflady chmur” Wojciecha Szydy to tekst poświęcony pamięci Maćka Parowskiego. Początkowo zniechęcił mnie radykalnym podporządkowaniem ustalonej manierze, będącej ostateczną konsekwencją postmodernistycznego stwierdzenia, że rzeczywistość to tekst. Fakt, iż tematyka i konwencja zostały idealnie dobrane jako hołd oddany człowiekowi, który całe życie pracował z tekstem i był ojcem chrzestnym nieprzeliczonych narracji. Po kilku akapitach przekonałem się do pomysłu Szydy, a ostatecznie kupił mnie humorem, konkretnie jedną rzeczą, która mi zapadła w pamięci – wojskowe oddziały spitmenów, zwanych tak od zwyczaju spluwania pod stopy, a znanych też z tego, iż szydzili nawzajem ze swojego oręża. Żartów się nie tłumaczy. Proszę sobie wyobrazić taki oddział.
Ostatnie opowiadanie polskie w tym numerze “Nowej fantastyki” to “Zero waste (H 2.0)” Tomasza Kołodziejczaka. Mam wrażenie, że po raz kolejny mamy tu do czynienia ze średnio udanym komentarzem naszej rzeczywistości i nasilających się współcześnie trendów. Opowiadanie jest owinięte wokół jednego pomysłu, raczej mało oryginalnego i porywającego. Więc koncepcyjnie nie jest to rzecz błyskotliwa. Za to dużo lepiej tekst ten wypada pod względem realizacyjnym – napisany jest sprawnie, wciągająco (mimo, że jest to strumień wspomnień, a nie dynamiczne dzianie się) i nawet wyłowiłem z niego filozoficzną perełkę: “W dawnych, brudnych czasach cywilizacja technologiczna karmiła się węglem i ropą – pozostałościami sprzed milionów lat. Także machina społeczna ludzkości zawsze napędzana jest paliwem pochodzącym z przeszłości: z aksjomatów dawno wygasłych kultur, z biznesów rozpoczętych całe dekady wcześniej, z historycznych konfliktów przeszłych generacji, z politycznych koncepcji spisanych przez dawno zmarłych ludzi. I to właśnie na ich bazie obywatele podejmują decyzje dotyczące aktualnego życia własnego i swojej wspólnoty”.
Przechodzimy do działu z prozą zagraniczną. Na start mamy “Pospieszny z Kazinki” Iny Goldin. Setting oparty jest na osobliwym pomyśle łączącym kolej żelazną z magią. Trochę to wygląda tak, jakby autorka postawiła sobie za zadanie napisanie wersji dla dorosłych bajki “Tomek i przyjaciele” (podczas lektury nie mogłem przestawić swojej wyobraźni na inny schemat generowania obrazów z tej historii…). Ma to w sobie potencjał, do tego jest napisane z typowo wschodnią potoczystością (pani Goldin pochodzi z Rosji i nadal pisze w tym języku), ma gęsty klimat, chociaż, jak dla mnie, fabularnie obiecuje więcej niż daje.
Drugie opowiadanie zagraniczne to wg mnie gwiazda tego numeru – “Opowieść o drucie kolczastym” Daniela H. Wilsona. Krótka forma, która nie cierpi na typową przypadłość krótkich form, czyli banalność. Opowiadanie jest migawką ze świata przyszłości, mocno (i zaskakująco) odmienionego przez etniczne napięcia. Fabularnie nie jest to nic skomplikowanego, jednak nie widzę w tym problemu, ponieważ całość napisana jest sprawnie i autentycznie, przez co stwarza wrażenie, iż autor nie próbuje tu czegoś wcisnąć nam na siłę. Pokazuje krótką historię z codzienności przygranicznego policjanta z plemienia Czirokezów – postaci w jakiś sposób tak archetypicznej, że po prostu widziałem każdą scenę z jej udziałem.
Po dziale prozy są dwa scenariusze rpg do rozegrania z dziećmi – “Cukrowa góra” Marcina Kubiesa, dedykowana do systemu “Mistrz baśni” oraz “Strapienie szklarza” Kamili Zalewskiej-Firus przeznaczonej dla “Jagodowego lasu”. Przeczytałem te rozpiski, ciesząc się na perspektywę tego, że za kilka lat będę mógł je rozegrać z moimi dziećmi.
W “Morderczych roślinach z lamusa” Agnieszka Haska i Jarzy Stachowicz poruszają bardzo ciekawy temat roślin-morderców w literaturze fantastycznej. Bardzo ciekawy topos, nośny, a jednocześnie trącący myszką (chociaż nie zaprzeczam, że z powodzeniem dałoby radę to oblec we współczesny lub futurystyczny setting).
W “Niebieskim drzewku szczęścia” Rafał Kosik pisze o niewoli konformizmu i tym, jak niebezpiecznym jest ono narzędziem w systemach pozornie opartych na wolności. Głos potrzebny w obliczu ostatnio wstrząsających światem wydarzeń – “brać udział w chóralnym śpiewie, to podawać diabłu mały paluszek” (słowa te przypisałbym Goethemu, ale nie jestem pewien autorstwa).
Tomasz Kołodziejczak pisze o nieodkrytym jeszcze potencjale fabularnym i estetycznym Bizancjum. Moja wiedza historyczna nie jest zbyt wielka, więc nietrudno mnie zaskoczyć, niemniej jednak doceniam, iż autor zwrócił moją uwagę na ten interesujący kawałek historii. Odkładam do wciąż rosnącej teczki spraw do obadania.
Na koniec wspomnę jeszcze o “Erpegowym piekiełku” Radosława Bożka – nie piszę o nim, bo ciężko jest recenzować recenzje (i zapowiedzi), ale czuję się zobowiązany ujawnić, iż te newsy ze świata gier fabularnych zawsze czytam z zainteresowaniem.
Podobało Ci się? Wspieraj moje pisanie: