Nowa Fantastyka 06/2021
We wstępniaku Jerzy Rzymowski namawia do ciekawego eksperymentu życiowego – żeby w komunikacji z innymi zakładać ich dobrą wolę. Fajny pomysł, i po przeczytaniu tego tekstu uświadomiłem sobie, że sam w dużym stopniu żyję w takim stanie wiecznej wojny. Nie wiem na ile to kwestia tego, co siedzi w głowie, na ile skupionej na rywalizacji rzeczywistości, ale zalecenia pana Rzymowskiego warto wcielić w życie, nawet w formie eksperymentu.
Dział prozy polskiej otwiera “Dziwna, dziwniejsza i najdziwniejsza” Dominiki Węcławek. To osadzona w teraźniejszości historia niesamowita z dzieckiem w roli głównej. Jak dla mnie brakuje jej autentyczności, ale mimo to wzbudziła moją sympatię. Krótka, ciepła, eksploatująca bieżące wydarzenia.
Nie wiem, jak gatunkowo zaklasyfikować “Ślepą uliczkę” Michała Ochnika, to chyba coś z pogranicza urban fantasy i new weird. Ok, otwieram tu szuflady na chybił trafił, w sumie nie wiadomo po co. Ogólnie opowiadanie łatwe w czytaniu, co go jednak nie ratuje, bo jest przegadane i momentami pretensjonalne. Nie przekonały mnie ani narracja, ani postacie, ani świat.
Ciekawe jest kolejne opowiadanie, czyli “Basic death magic” Sebastiana Uznańskiego. Zapowiada się świetnie, bo wielowymiarowo i spodziewałem się czegoś w stylu “Extensy” Dukaja, ale niestety autor ostatecznie sprowadził narrację do jednej płaszczyzny, przez co mocno spłycił całość. Mimo to opowiadanie zagrało na moich uczuciach, do tego jest sprawnie napisane i po prostu dobrze się je czyta.
Dział prozy zagranicznej otwiera Karen Osborne z “Umarli, w swej niepowstrzymanej potędze”. Czytałem to w ciężkich warunkach, z wciąż rozpraszaną uwagą, a mimo to ta dosyć krótka forma obroniła się. Po kilku akapitach wciągnęło mnie to na tyle, że skupiłem się na wizji Osborne całkowicie. To dziwaczne, mroczne SF, w którym składnik “science” jest bardzo w tle. Na pierwszym planie są aspekty kulturowe, antropologiczne i zostały one opowiedziane w ciekawy, frapujący sposób, dzięki czemu paralele do naszej codzienności nie narzucają się, ale z przyjemnością można je budować na własny rachunek.
“Heretyccy czciciele Zatopionego Boga” Lavie Tidhar to już moje drugie (za pośrednictwem NF) zetknięcie z historią Gorela z Goliris. Wartka, przygodowa akcja zrealizowana w klimacie pulpowego fantasty. Rozrywka na dobrym, równym (ale nie wybitnym) poziomie.
“A jednak” A.T. Greenblatt to horrorowy miks nauki i metafizyki. I analogicznie, pod względem dominujących motywacji bohatera – miks uczuć i rozumu. Prosta, ale dobrze się czytająca historia, która zainspirowała mnie, żeby opowiedzieć coś podobnego, jednak opartego na innym zwrocie akcji. Mam nadzieję, że uda mi się do tego siąść w jakiejś niezbyt odległej przyszłości, zanim z pomysłu zwietrzeje urok.
Z dalszej publicystycznej części wspomnę “Odmienny stan świadomości” Rafała Kosika, który pisze o specyficznej psychologii tłumu. O zatracaniu się rozumu w emocjonalnej zbiorowości. Czuć niechęć autora do tego zjawiska. Rozumiem to, bo zawsze czuję się nieswojo w solidarnie podrygującym tłumie. Nawet koncerty są dla mnie osobliwie nieprzyjemnym doświadczeniem. W głowie mam jakiś zwietrzały cytat, nawet już nie wiem skąd, może z Tomasza Manna – “Śpiewać razem z tłumem to diabłu podawać mały paluszek”. Mam wrażenie, że pandemia paradoksalnie dała nam coś dobrego – możliwość wyrwania się z ekstrawertycznego ogłupienia. Niestety pewnie szansa zostanie zaprzepaszczona i wrócimy do starych nawyków gromadzenia się i zatracania w zbiorowych atawizmach.
Łukasz Orbitowski w “Problemie z przemocą” pisze o filmowej serii “Piła”. Moje wrażenia są zbieżne z jego – cykl, z którym miałem epizodyczne zetknięcia, odrzucił mnie tępym epatowaniem przemocą. Jednak Orbitowski chwali pierwszą część, z której niestety niewiele już pamiętam (nie pamiętam nawet, czy dałem radę ją całą obejrzeć – mam przerośniętą empatię, która nie pozwala mi oglądać zbyt dosłownego cierpienia nawet na ekranie). Zachęcił mnie do tego, aby kiedyś jeszcze dać pierwszej części “Piły” szansę.
Podobało Ci się? Wspieraj moje pisanie: