Nowa Fantastyka 04/2020
Okazało się, że przy małym (i bardzo żywiołowym) dziecku w domu, podczas kwarantanny mam jeszcze mniej czasu dla siebie niż dotychczas. Dlatego ciężko mi było wygospodarować wieczór na przeczytanie i zrecenzowanie NF. Jednak udało się. Jestem zadowolony, że zdążyłem przed otrzymaniem kolejnego numeru.
W felietonistycznym cyklu “Zastrzyk przyszłości” (nota bene to jeden z moich ulubionych kawałków każdej NF) Marek Starosta pisze o żywiących się radiokatywnością grzybach. Zostały one odkryte w 1991 na ścianach zniszczonego reaktora w Czarnobylu. Temat z ciekawymi implementacjami dla dominującej (potocznej) definicji życia i optymalnych dla niego warunków, jak też dający perspektywy na ciekawe wykorzystanie takiego typu organizmów, chociażby w podróżach kosmicznych. Przy okazji felieton ten koresponduje z pierwszym opowiadaniem z działu polskiego (“Kim nie jesteśmy”, Istvan Vizvary), w nocie redakcyjnej opisanym jako hard SF. To krótka historia, niby w realiach postapo, ale jednak setting jest na tyle specyficzny, że nie trzyma się to wcale estetyki typowych pozagładowych narracji. Tematem jest życie, człowiek i cała reszta, nie w sensie metafizycznym, ale raczej biologicznym, ewolucyjnym. Czy jako gatunek jesteśmy zjawiskiem wyjątkowym na skalę Wszechświata, czy może typowym? Uprzywilejowanym, czy raczej upośledzonym? Opowiadanie nie jest wyjątkowo porywające, jednak tematyka zapewnia, iż można przez chwilę pobłądzić myślami po zakończeniu lektury.
Po tym chwilowym przeskoku do działu prozatorskiego, wrócę do publicystyki. Po kąciku Marka Starosty trafiłem na wywiad z Grupą Filmową Darwin. Kiedyś, dawno temu, regularnie oglądałem ich produkcje. Rozmowa z NF przypomniała mi o nich, dowiedziałem się, iż wciąż działają, rozwijają się i tworzą coraz ambitniejsze produkcje, co zachęciło mnie do tego, aby znowu zajrzeć na ich youtubowy kanał.
W “Między nami, jaskiniowcami” Łukasz Czarnecki daje przegląd literatury o dosyć specyficznym charakterze, bo z akcją osadzoną w czasach prehistorycznych. Nigdy nie czytałem czegoś takiego (chociaż w coś takiego grałem – Far cry Primal) i nie zdawałem sobie sprawy, iż jest nawet kilka (kilkanaście?) dzieł tego typu, które wypadałoby poznać. Pozycje te dodałem do wciąż rosnącej listy książek czekających na to, gdy w końcu będę miał do zagospodarowania te długie letnie dni lub zimowe wieczory.
Witold Vargas, jak zwykle ze swadą i elokwencją, pisze w “I przezwyciężył śmierć” o tejże właśnie śmierci w ludowej narracji. To, jak zwykle, historie z dużą dawką swoistej, bajkowej dziwności.
W jednostronicowym felietonie Łukasz M. Wiśniewski daje krotki zarys historii i specyfiki największego polskiego konwentu fantastyki – Pyrkonu. Wydarzenie urosło już do takich rozmiarów, że przestaje być czymś niszowym i coraz częściej przyciąga osoby dosyć luźno związane z fantastyką. Już sobie obiecałem, że wybiorę się tam z rodziną, gdy mi syn trochę podrośnie :)
Dział prozy polskiej otwiera “Kim nie jesteśmy”, już omówione w drugim akapicie. Dalej jest krótkie opowiadanie Wojciecha Zembatego – “Ten, który stąpa po linie”. Forma tak zwięzła, że nie ma tu zbytnio miejsca na fabułę. Jest to raczej przypowiastka, całkiem przyjemna w czytaniu, traktująca o ludzkiej naturze.
W prozie zagranicznej na start jest “Siódmy dzień polowania” Scotta Siglera. Ciekawa historia o kontakcie z obcymi, której przebieg jest już dostosowany do specyfiki naszych czasów, tak mocno definiowanych przez szybki obieg informacji i ich powszechną dostępność.
Następne opowiadanie, czyli “Wyprawa na biblioteczkę” Jeffrey’a Forda, to, mam wrażenie, rzecz napisana bez większego początkowego pomysłu, ale rozwinięta na tyle sprawnie warsztatowo, iż ani przez chwilę się nie nudziłem, a po lekturze pojawiło mi się nawet kilka inspirujących myśli. Krótko mówiąc – jest to historia wyprawy mikroskopijnych chochlików po półkach biblioteki. Wyobrażam sobie, iż autor siedział w fotelu, w swoim gabinecie, szukał pomysłu na opowiadanie i z nudów zaczął po dziecięcemu bawić się wyobraźnią, ścigając się nią po elementach otoczenia. Aż w pewnym momencie stwierdził, iż przecież może to porządnie opisać i zrobić z tego historię ;) Opowiadanie jest odświeżające ze względu na twórczy brak skrępowania.
Ostatni tekst z zagranicy to “Dobra i zła wiadomość” Charlesa Yu. To pozbawiona fabuły miniatura, składająca się z kilku notek prasowych i dokumentów, budujących zdawkowy szkic raczej nieodległej, jednak mocno karykaturalnej przyszłości, w której zostają wynaturzone tendencje już tkwiące w naszej kulturze i technologii.
Podobało Ci się? Wspieraj moje pisanie: