Nowa Fantastyka 01/2020
NF ponownie dotarła do mnie z bardzo dużym opóźnieniem. Otrzymałem ją jakiś tydzień przed datą wydania nowego numeru. W moim przypadkuy prenumerata jest więc tańszą metodą nabywania NF, jednak na pewno nie sprawniejszą niż szukanie gazet na własną rękę w lokalnej dystrybucji.
W końcu jednak dotarła, i to dwa razy, bo raz z reklamacji, ale tego samego dnia cudem odnalazł się zaginiony gdzieś na Poczcie egzemplarz. No i w ten sposób w skrzynce znalazłem dwie sztuki czasopisma. Problemy z dystrybucją (nie wiem, czy lokalne, czy wszędzie tak to wygląda) są denerwujące, jednak nie zniechęciły mnie do przedłużenia prenumeraty na kolejny rok.
Ok, teraz do dzieła, czyli wybiórcze omówienie zawartości. Pewnie będzie dosyć lakonicznie, bo nie miałem okazji siąść do pisania świeżo po lekturze, więc mi już trochę te treści wywietrzały z głowy.
Ten numer NF ma klimat cyberpunkowy. Okazją do tego jest chyba zbliżająca się premiera gry “Cyberpunk 2077”. Marek Starosta ma dwa teksty. W pierwszym, felietonie z cyklu “Zastrzyk przyszłości”, pt. “Kręta droga do przyszłości”, wspomina o Raymondzie Kurzweilu (guru futurologii, rodem z Krzemowej Doliny), a następnie przechodzi do Anthony’ego Levandowskiego. To założyciel religii Droga Przyszłości. Jej celem jest stworzenie sztucznej inteligencji, a następnie czczenie jej. Brzmi absurdalnie, ale gdy się nad tym chwilę zastanowić, to w sumie będzie to najbardziej samoświadoma religia, skoro jawnie przyznaje, iż sama sobie tworzy idola. Drugi tekst M. Starosty to esej “Rzeczywistość 2020”, w której autor konfrontuje popkulturowe wizje roku 2020 z tym, co rzeczywiście teraz jest. No i tak, trzeba przyznać, latających samochodów nie ma, ale za to mamy dodatkowe reakcje na Facebooku.
Kamil Muzyka w tekście “Pierwszy kontrakt” rozważa kwestie legislacyjne pierwszego kontaktu z pozaziemską inteligencją. Sprawa o tyle ciekawa, że okazuje się, iż wiele tęgich głów już myślało nad tymi kwestiami i istnieje już spory dorobek myślowy mogący stać się fundamentem dla międzyplanetarnych protokołów.
Tyle, jeśli chodzi o pierwszą część publicystyki. Dotarliśmy do działu z prozą polską. Otwierają go “Wandale” Tomasza Marchewki – żywy i ciekawy obrazek z cyberpunkowej przyszłości w swojskich, polskich klimatach. Konwencji autor dodał ciekawego smaku mieszając ją z kulturą graficiarską. Fajny tekst i chętnie czytałbym tego więcej.
Następne opowiadanie to “Pacyfikacja” Cezarego Zbierzchowskiego. Sam początek mnie mocno zniechęcił, bo spodziewałem się natrętnej groteski. Jednak narracja szybko odsłoniła swoje prawdziwe, mniej banalne oblicze i zaczęło się robić ciekawie. Pokazany tu świat to frapujący amalgamat dyskursu mistycznego, religijnego i technologicznego. Dobre. Pozdrawiam i polecam.
W dziale zagranicznym trafiamy na jedyny tekst – “Tak, Glorio” Elizabeth Bear. To opowiadanie podejmujące tematykę sztucznej inteligencji. Nie robi tego w sposób oryginalny, składa się z pomysłów, które wzbudzały we mnie poczucie, iż gdzieś już to widziałem… mimo to jako całość historia się broni. Dobrze się to czyta i zostaje w głowie.
Następnie jest przygoda do Cyberpunka – “Bioheist” Marcina i Jerzego Baryłki. Nic specjalnego, taki klasyczny queściak rodem z fantasy (eksploracja lochów), jednak przeniesiony do realiów cyberpunkowych.
Drugą sekcję publicystyczną otwiera “Astralny cyberpunk, czyli wirtualna rzeczywistość z lamusa” (Agnieszka Haska, Jerzy Stachowicz). Jak zwykle jest ciekawie. Tym razem autorzy skupiają się na komunikacyjnych aspektach spirytyzmu, budując analogię pomiędzy tymi praktykami a internetem. Tabliczka ouija zamiast modemu, astral zamiast virtual reality – niczym byśmy nie zaskoczyli XIX pionierów bezprzewodowej łączności ;)
Rafał Kosik w cyklu “Fantastyka praktyczna” pisze o tym, że nie potrafimy propagować swojej historii za pomocą popkultury. Zgadzam się z nim. Popkultura mimo że poprzez uproszczenia i sprowadzanie wszystkiego do ludycznych mianowników, jest świetnym sposobem osadzania informacji w globalnym kontekście. To takie swoiste kotwiczenie swojej narracji w innych kulturach. A jak już jest kotwica w postaci zapamiętanego hasła, później można pod to hasło podpinać kolejne, bardziej autentyczne i wiarygodne treści. Swego czasu miałem nadzieję, że taką rolę odegra “Hardkor 44” Bagińskiego. Projekt niestety porzucony (Pisząc to, sprawdzam na szybko info, co się z tym tytułem dzieje i trafiam na deklarację Bagińskiego, iż wróci jeszcze do tej historii, gdy już będzie miał mocniejsze nazwisko, a dzięki temu większą siłę przebicia w Hollywood. Cudownie! Jeżeli takie owoce miałaby wydać filmowa kariera Bagińskiego, to jestem skłonny nawet cieszyć się z tego, że słaby serial „Wiedźmin” od Netflixa odniósł sukces).
Wśród recenzji moją uwagę przykuł “Niezwyciężony” Rafała Mikołajczyka, czyli komiksowa adaptacja dzieła Lema. Podobno bardzo udana, więc zamierzam po nią sięgnąć.
Podobało Ci się? Wspieraj moje pisanie: