No Man’s Sky – recenzja gry
0
Są takie gry, które zagnieżdżają się nam w głowie. Myślimy o nich w czasie pracy w korpo lub innym piekle. Myślimy o tych grach w czasie mycia zębów i prysznica. Zastanawiamy się co będzie dalej, co zrobimy jak już dorwiemy się do pada. Zagnieżdżone gry stają się naszą drugą rzeczywistością. Takie pozycje są rzadkością i zaskakujące dla mnie było, że No Man’s Sky do tej kategorii się zaliczyło. Oto krótki raport pisany na bieżąco z procesu poznawania tej kosmicznej (dosłownie i w przenośni) gry. Może dzięki temu ktoś po nią sięgnie (warto!), a może ktoś po prostu lubi czytać o przygodach w grach.
1
Cisnę po jeden godzince dziennie w No man’s sky (to jest idealna gra na krótkie sloty, bo nie trzeba pamiętać multum rzeczy, bo gra przypomina w ładny sposób zasady craftingu, a mocno wciąga). Mam ograne jakieś 10h i ogólnie fajne przygody są.
Kiedyś latałem sobie po planecie, która stała się moim domem i zbudowałem sobie na niej bazę (i to tez jest zabawne, bo na tej planecie są kwaśne deszcze, które powodują zużycie kombinezonu, ale za to ładna jest ;)) i znalazłem jakiś budynek opuszczony, podlatuje do niego i zaczynam zwiedzać. Wokół budynku widzę jakieś spaczone jaja jak aliena, wiele nie myśląc strzelam, a z nich wyskakują jakieś stwory co mnie atakują – twarde bestie, chwilę zajęło mi aby je zabić, ale reszty jaj już nie ruszałem. Wchodzę do bazy, a tam rozpierducha, wszystko rozwalone, badam komputer bazy, a tam tylko krótkie info, że badali nowy gatunek, ale wszystko wymknęło się z pod kontroli – klasyka :) Znalazłem jeszcze kasę i tak przygoda się zakończyła.
Właśnie takie miniprzygody są esencją tej gry.
Wczoraj poleciałem sobie w kosmos, a tam wielki frachtowiec (taki dużyyyyyyyyyy statek kosmiczny) jest atakowany przez mniejsze jednostki i przez radio prosi mnie o pomoc w odparciu ataków piratów. Pokonałem piratów, lecę zadokować do frachtowca, tam wita mnie jego kapitan i mówi coś takiego w skrócie: „Ciężko jest dowodzić i jest zmęczony i ma depresje, więc w nagrodę oddaje mi dowództwo nad statkiem i załogą – jest na moje rozkazy”. A więc mam własną fregatę!!! Nie wiem co się nią robi, bo Ilonka (żona) kazała mi już wyłączyć grę, ale siedząc w pracy wiem, że jestem kimś bo mam własny olbrzymi statek kosmiczny ;)
Ogólnie obecnie NMS jest kozacki – pachnie causalem, ale dla mnie niedzielnego gracza jest w pytkę. Mocne 2/10.
Żartuje ;) 7,5/10 – bo trochę za kolorowy kosmos, ale i tak jest ok!
2
Naprawdę w tej grze się zakochałem. Nawet raz mi się już śniła. Wczoraj grałem sobie i latałem nad jakąś planetą i znalazłem olbrzymi wrak statku kosmicznego na jej powierzchni – ten dreszcz jak lądujesz, aby przeżyć mini przygodę to esencja tej gry. Oczywiście zaznaczam, że ta gra nie jest idealna i nie wszystkim może się spodobać, ale dla mnie daje olbrzymie pokłady zabawy.
Mam paręnaście godzin nagrane i na razie nie odczułem za mocno powtarzalności – choć dopiero odwiedziłem 3 systemy słoneczne, więc zakładam, że tak naprawdę jestem na początku :) Pewnie będzie mnie też bolała powtarzalność, choć jak gram krótkimi slotami to może nie zdążę się znudzić.
3
Zbugował mi się mój frachtowiec (o nazwie Tadeusz-Helena C69 ;)), bo niechcący strzeliłem w niego i uruchomił się alarm i wieżyczki zaczęły strzelać laserami w nieskończoność. Nie można było na nim zadokować. Dopiero przyzwanie go do innego systemu słonecznego naprawiło błąd. W sumie ten glich nie zepsuł zabawy, a fabularnie wytłumaczyłem to sobie jako bunt mojej załogi.
4
Szukam sposobu naprawy fregat. Bo moja fregata o nazwie Lucyfer 666 wróciła z misji pobijana i w sumie nie wiem jak ją nareperować? W sumie fajnie, że i take zadania z fregatami istnieją.
PS: Tak, mam mega wkręta na NMS – nawet na pulpicie mam tło z gierki :)
5
Powoli kończę swoją przygodę z No man’s sky. Nagrałem na razie 25h (a przewiduje, że do końca brakuje mi jakieś 5h) i ten czas będę wspominał do końca życia. Dawno nie pochłonęła mnie tak gierka – w momentach gdy w nią nie grałem to w myślach planowałem czym zajmę się jak będę grał, czytałem fora i wszystkie recenzje w netach. W tej grze jest idealny gameplay dla takiego starego pryka jak ja – można w nią grać w krótkich slotach czasowych i robić sobie mini-przygody, albo można grać długo jako kampanię. Jako jedyna gra (choć w niewiele grałem kosmicznych gierek) dała mi się poczuć jak prawdziwy kosmiczny odkrywca, który w imię nauki i wiedzy szuka sensu wszechświata. Nic nie może się równać z uczuciem jak przy początku przygody pierwszy raz odrywasz się od planety i lecisz w kosmos, a cały wszechświat stoi przed Tobą otworem. Albo lądowanie na obcej planecie – to robi wrażenie. Przebijasz się przez atmosferę, a tam czeka na Ciebie mały świat. Nowa flora i fauna. Jaskinie. Podwodne życie (to mnie zaskoczyło – można mieć nawet statek podwodny do eksporacji oceanów!). A jak wejdzie się do jaskini to często natrafia się na inny świat niż na powierzchni. Oczywiście większość tej różnorodności jest kwestią estetyki, a nie samego gameplayu, który w zasadzie opiera się na jednym i tym samym, czyli grindowaniu zasobów. Nie sądziłem, że coś takiego w ogóle mnie zainteresuje, a tu niespodzianka: odkryłem w sobie zawziętego poszukiwacza i wyrobionego górnika, który może kilkadziesiąt minut poświęcić na kopaniu miedzi.
I tutaj dochodzimy do wady NMS – jej powtarzalność. Jakoś tak do 15h wszystko jest świeże i odkrywcze, motywy jeszcze nie powtarzają się za często i cały czas spotykają nas nowe wyzwania i zdarzenia. Jednakże z czasem nie ma już nowości i zostaje tylko grind. Nie powiem, że dalej to już bawiłem się źle, wręcz przeciwnie jest, ale zniknęło poczucie odkrywania czegoś nowego i unikalnego. Dochodzi do tego jeszcze zaleta NMS, która może być niestety wadą: jej proceduralność. Czytałem, że z powodu „losowego” przygotowania wszechświata niektórzy gracze doświadczyli brzydoty i nudy na większości planet- po prostu taki im się wszechświat wylosował. Ja wpadłem w inną pułapkę losowości – gram już 25h i nie mogę trafić na wrak statku i jego sygnał SOS, abym mógł zmienić swój myśliwiec. Inni gracze piszą, że to następuje na początku przygody, ale u mnie nic takiego się nie wydarzyło…
Reasumując. Nie mogę z czystym sumieniem polecić tej gry wszystkim, bo wiem że nie jest to gra dla każdego. Ma swoje istotne ograniczenia i jeżeli ich się nie zaakceptuje, to nie będzie zabawy, tylko frustracja. NMS jest bardziej przeżyciem niż klasyczną grą – jeżeli się to zrozumie to NMS odpłaci się Wam jedną z piękniejszych przygód jaką przeżyjecie!
6
Oto jak udało mi się zdobyć nowy statek (a nawet statki). Wczoraj przypomniałem sobie, że przecież jest wzmacniacz sygnału i za jego pomocą można wyszukać sygnał SOS – nie na każdej planecie jest ten sygnał (dlatego potem już nie sprawdzałem), ale wczoraj miałem istne szczęście. Znalazłem do remontu całkiem dobry stateczek – naprawiłem go i poleciałem sobie na jakąś tam misje dodatkową. Była to prosta sprawa: wykradzenie danych z bazy Strażników. No więc idę i strzelam, a tam z pięciu Strażników – był nawet duży mech ten co chodzi na dwóch nogach (coś jak te kroczące maszyny z Star Warsów) – pierwszy raz go widziałem. Nie miałem z nimi szansy w otwartej walce, więc zacząłem bawić się z nimi w kotka i myszkę – odciągnąłem ich dość spory kawałek od ich bazy, a potem szybciutko za pomocą plecaczka odrzutowego wróciłem do tej bazy i spokojnie wykradłem dane. Głupie Strażnicy ;) Wracam na stacje kosmiczną, aby zamknąć zlecenie, a tam dostaje jakieś kryształy warte 3mln jednostek! 3mln jednostek! Dla mnie to niebotyczna suma, bo ja zazwyczaj oscyluje przy 500 tysięcy posiadanej kasy. Dzięki temu kupiłem sobie statek od jakiegoś gostka ze stacji. I jak nie miałem żadnego dodatkowego myśliwca, to teraz mam trzy do wyboru! I zajebiste jest, że dokują one w posiadanym frachtowcu – można sobie przechodzić po „garażu” jak jakiś Wojewódzki i podziwiać swoje maszyny ;). Znów się rozpisałem, ale sami widzicie jak ta gra generuje przypadkowe przygody (nawet po 26h grania) i mam wciąż ochotę o niej opowiadać :).
7
Miałem już Was nie męczyć opowiastkami o NMS, ale nie da się… Wydawało mi się, że widziałem już wszystko i gierka nie ma prawa mnie czymś zaskoczyć – ogólnie miałem plan, aby iść głównym questem, aby szybko ukończyć grę. No to sobie latam po galaktyce, a tu nagle odbieram jakiś sygnał na komunikator. Okazuje się, że odebrałem nagraną wypowiedź jakiegoś gostka, co opowiada, że jakieś stwory niestworzone, przedwieczne rozwaliły jego ekipę – nagranie to ma służyć, aby unikać miejsca z którego pochodzi sygnał. Oczywiście ja pierwsze co robię to lecę sobie zbadać o co kaman z tym nagraniem. To uruchomiło serię questów – nawet fajnych. Ale do rzeczy. Po tych wszystkich queścikach dostałem swoją pierwszą łódź podwodną, która pozwala eksplorować oceany na planetach!!! Okazuje się, że ten wehikuł jest gejmdżendżerem. Niby wiedziałem że można badać głębiny na planetach, ale jakoś nigdy nie miałem okazji spróbować. A okazuję się, że głębiny są niesamowite. Całkowicie inna flora i inna fauna – stworzenia żyjące w głębinach są naprawdę obce jeszcze bardziej, niż te na powierzchni. W głębiach są także inne minerały. I tak NMS odsłonił przede mną swoja kolejną warstwę, której się nie spodziewałem – wczoraj skończyłem na tym, że badałem ocean w poszukiwaniu mitycznych stworów. I przez ten okręt podwodny będę jeszcze dłużej grał w grę ;) Kosmos forever!!!
8
Czytam sobie w pracy o No man’s sky i zacząłem czytać i oglądać materiały promocyjne przed ukazaniem się gierki (która pojawiła się 2016 roku). I aż szczenna mi opada jak kłamali w tych materiałach… Wszyscy wiemy, że przesadzali w tej promocji, ale jak się teraz w to zagłębiłem to, aż poczułem sam poczucie winy, takie jakie powinni czuć twórcy gry (szczególnie jeden – głowny producent – wiecznie uśmiechnięty, sympatyczny chłopak, kłamiący bez mrugnięcia okiem). Wyglądało, że zbliża się premiera gry totalnej! Filmiki pokazywały tak wymuskaną grafikę, filmiki promocyjne z ps4 chodziły w 60fps, światło, cienie i animacja fauny dynamiczne i skomplikowane. Dodatkowo cały czas opowiadali, że to gra multikooperacyjna lub pvp – mając świadomość, że nie dowiozą tej funkcjonalności. Kurczę, jakbym się jarał tą gierką i kupiłbym ją sobie na premierę, poczułbym się wyruchany w anus mocno przez tego sympatycznego chłopaka. Podobno w wersji premierowej wszystkiego było mało, a to co było, było chujowe. Obrzydliwe puste planety, brak walk w kosmosie, brak questów, brak zrębka fabuły, grafika bez efektów – to co można było zobaczyć nie miało nic wspólnego z materiałami promocyjnymi. Doskonałym podsumowaniem tej sytuacji był ten ogólnie znany i lubiany, genialny filmik:
Dobrze, że miałem to szczęście, aby zagrać w tę grę po 2 latach ciężkiej pracy deweloperów. Ciekawe, że nie zwinęli biznesu i nie uciekli z kasą z pre-orderów. Po aktualizacji NEXT jest prawie wszystko to co obiecywali. Grafika dalej jest nieco uboższa niż na filmach promocyjnych (nawet podpisywali je, że to realtime i silnik z gry :D), ale już nie kłuje w tak oczy jak to było przy premierze. Ogólnie ciekawy ten przypadek NMS – nie tylko gra sama w sobie jest ciekawa, ale dodatkowo jeszcze sama jej historia jest imponująca.
9
Ostatnio NMS trochę mnie wkurzył – miałem jednego z głównych questów i przerwałem go w pewnej chwili. A teraz chciałem do niego wrócić. No i zajebiście, ale teraz nie ma znacznika na jakiej planecie muszę zakończyć tego questa – i musze przeszukać miliard planet, aby go ukończyć – have fun kurwa ;)
10
I znów kilka myśli o NMS…
Ograne mam ponad 33h i powoli gra traci swoje paliwo, ale wciąż zdarzają się zaskoczenia. Ostatnio byli u nas moi przyjaciele – oczywiście pokazałem im NMS. Przyjaciółce podobało się słabo – stwierdziła, że w moich opowieściach wyglądała ta gra lepiej, a przyjaciela odrzucił grind i to, że aby przetrwać, nie trzeba jeść i pić – nadwyraz dziwne wymagania do gry, która posiada świadomie spłycony survival. Jednakże przy nich odkryłem kolejny smaczek NMS. Przez całą grę myślałem, że planety są jednorodne geograficznie. Chodzi mi o to, że jak jest planeta pokryta wodą to cała planeta jest oceanem. I chyba się myliłem… Szukałem planety, która potrzebna mi była do zamknięcia questa. Latam po układzie słonecznym, bo pamiętam, że gdzieś w nim była ta planeta. I nie mogę znaleźć – była to planeta pokryta oceanem. Ale okazuje się, że wylądowałem porostu w innej części planety, gdzie jest ląd i duży kontynent – daleko od oceanu (o tą planetę chodziło w poście 9). Taka to historia.
Ogólnie czas kończyć grę. Znudziło mnie już podwodne zwiedzanie. Zostało mi tylko grindowanie, aby dotrzeć do Atlasa (taki tamtejszy Bóg) – będę już ignorował questy inne. Ale NMS zostanie wiecznie w mym sercu.
11
Już naprawdę zbliżam się do końca. Dodarłem do ostatniej stacji Atlasa. I tutaj zaczął się kończący grę quest: trzeba zamieścić Ziarno Atlasa w terminalu. Przez całą przygodę zdobywamy schematy potrzebne do utworzenia tego Ziarna. I tutaj się zaczyna dowcip, bo aby stworzyć Ziarno Atlasa, trzeba najpierw wytworzyć po kolei w odpowiedniej kolejności 10 różnych kryształów. A surowce potrzebne do wytworzenia danego kryształu są dostępne tylko na ściśle zdefiniowanych układach słonecznych, czyli te które posiadają słońce czerwone/ zielone/ niebieskie (standardowe słońce jest żółte). Ale aby dostać się do układu czerwonego lub zielonego trzeba mieć specjalny upgrade silnika hipernapędu (pozwalającego na loty między układami). Inny upgrade dla układów czerwonych i inny dla układów zielonych. Czyli najpierw musiałem grindować zasoby, aby stworzyć odpowiednie ulepszenia silnika, a potem grind, aby stworzyć dany kryształ, który będzie potrzebny przy utworzeniu kolejnego kryształu i tak dalej… Brzmi nad wyraz absurdalnie, ale w dziwny sposób już nie mogę się doczekać jak będę zwiedzał kolejne układy słoneczne w poszukiwaniu tych wyjątkowych pierwiastków. I płonę z ciekawości co się stanie jak już zamieszczę w terminalu te Ziarno Atlasa. Niestety, trafiłem w necie na niespodziewany spoiler, ale i tak fajnie będzie zobaczyć jak to będzie wyglądało. Tak czy inaczej wielki finał już się zbliża!
12
Wciąż zaskakuje mnie, że podoba mi się grind przy zbieraniu surowców. Obiektywnie rzecz ujmując to po prostu stoisz i klikasz ze swojego wydobywczego pistoletu, nakierowując jego strumień na daną roślinę lub minerał. I tak do uzupełnienia zapasów. Brzmi nad wyraz nudno i smutno. Jednak jest coś w tej grze, że te nudne czynności są inspirujące nawet. Np.: lądujesz na obcej planecie – nie znasz jej. Rośliny są całkowicie inne niż znasz (zbudowane z kryształu), a zwierzęta to lewitujące sześciany. W takich warunkach zbieranie zasobów jest przyjemne estetycznie, a dodatkowo w czasie zbierania zasobów budzi się we mnie myślenie o wszystkim, myśli mi latają spokojnie po głowie. Mogę zastanowić się co do dnia dzisiejszego, co obejrzę, co poczytam. Po prostu wtedy naprawdę odpoczywam i mogę skupić się na sobie. Reasumując te przydługie rozmyślanie: grind jako psychoterapia.
13
Jeszcze nic nie wspominałem o muzie, a ta jest naprawdę wyjątkowa w tej grze! Zawsze kosmos kojarzył mi się z elektroniką, a zespół 65dayofstatic który stworzył ścieżkę do gry połączył ją jeszcze z przyjemnym i rozwlekłym post-rockiem. Mieszanka jest iście wybuchowa, energetyczna, a zarazem melancholijna. Idealny podkład pod odkrywanie tajemnic wszechświata.
Co do tajemnic wszechświata. Wczoraj (przy prawie 37h grania) ukończyłem quest dla Atlasa. Złożyłem jego ziarno w terminalu – to pozwoliło mi utworzyć samemu nowy układ słoneczny do zasiedlenia. Brzmi fajnie, ale tak naprawdę to była tylko informacja tekstowa, a potem pojawiła się galaktyka w sferze nad terminalem i tyle. Kurczę, jednak trochę zawód… Jednakże to jeszcze nie koniec przygody.
14
Po 40h grania opuszczam NMS. Po wykonaniu questa dla Atlasa zostaje odszukanie centrum galaktyki, aby zakończyć grę. Wydawało mi się, że quest dla Atlasa jest połączony z podróżą do centrum, ale chyba jednak nie… Zostało mi podróżowanie przez układy słoneczne dzielące mnie od centrum – co jest mega nudne już. Grinduje tylko surowce, aby móc utworzyć antymaterię do hipernapędu i dalej do następnych układów. Myślałem, że tych układów mam do przebycia mało, ale jednak okazuje się, że do centrum dzieli mnie jakieś 20 układów (chyba) co przelicza się na 20 skoków w nadprzestrzeń – a te skoki są nudnę, bo wtedy gra zaczytuję nowy układ i nic nie można robić. Nie dotarszły do celu odkładam NMS na półkę.
Mam lekki nie smak po końcówce grania w NMS, ale jednak to była piękna przygoda i wyjątkowe doświadczenie. Te loty w przestrzeń kosmiczną, lądowanie na obcych planetach pozostaną wiecznie w mym sercu gracza. Będę te historię opowiadał swoim wnukom (a córce na pewno).
Trochę kosmicznej muzyki od autora: https://hypeddit.com/link/gtgin1