Kiedyś taka nie byłaś
Usłyszał ciche klapanie bosych stóp i po chwili żona weszła do sypialni. Nie odwrócił się w jej stronę, nawet nie spojrzał. Leżał wpatrzony w sufit, ponury i milczący. Ona wsunęła się pod kołdrę i znieruchomiała obok niego. Pomyślał, że to niesamowite, jak szybko przywyknął do tego stanu rzeczy. Do tego trwania w zawieszeniu, do tej chorej stagnacji. Ogarnęła go fala zimnej nienawiści. Zmarnowała mu życie. Zamieniła je w koszmar. A przecież mogło być pięknie…
Przekręcił się tak, że znalazł się na niej. Leżała przygnieciona jego ciężarem, bierna jak trup. Nawet specjalnie nie walczyła, gdy zacisnął dłonie na jej szyi. Tylko patrzyła mu prosto w oczy, jakby z wyrzutem. Zniósł to spojrzenie. Prawdę mówiąc, to po prostu nie zwrócił na to większej uwagi. Gdy już przestała wierzgać, wstał, chwycił ją za nogi i pociągnął za sobą. Z sypialni, schodami na parter, do pokoju dziennego, na werandę, do ogrodu, w zarośnięty krzakami zaułek. Tam wrzucił ją do rozgrzebanego dołu. Chwycił łopatę i chwilę się zastanowił – czy to ma sens? Przecież ta wiedźma jutro jak zwykle wyczołga się na powierzchnię. Westchnął, poprawił uchwyt i grudy ziemi posypały się na blade ciało przykryte strzępami nocnej koszuli.
Z czasem w każdy związek wkrada się rutyna
Podobało Ci się? Wspieraj moje pisanie: