Ech, te noce szalone

Last modified date

Comments: 0

Pim Myten, unsplash.com

Dziewiąta wieczorem, sobota. Jak zwykle wchodzę przez ciasne, słabo oświetlone wejście do Migagix. Dochodzące z wnętrza dźwięki muzyki, głównie basu, towarzyszyły mi już podczas drogi tutaj. Zawsze się zastanawiam, jak żyją ludzie mieszkający w sąsiedztwie. Noc, a tuż obok impreza i basik – łup, łup, łup…Nie zazdroszczę im. No, ale cóż, gdzieś muszą być miejsca takie jak te, miejsca, gdzie po nudnym tygodniu pracy lub nauki można przyjść, bawić się, wyrwać z rutyny codziennego dnia, zapomnieć.
Przy wejściu stoi dwóch bramkarzy. Nie przeszukują mnie – zbyt często tu bywam, oni mnie znają. Pozdrawiamy się jedynie krótkim „Cze”. Jeden z nich to chłopak koleżanki mojej siostry, Moniki. W sumie dzięki niemu poznałem wszystkich ochroniarzy z knajpy i, jak to się mówi, mam ją ustawioną.

Nieco dalej, w korytarzyku prowadzącym do właściwej części lokalu, wsparty o ścianę stoi Kulesza. Ten to dopiero jest odpał! Przesuwa się trochę, robiąc mi miejsce. W słabym świetle ledwo dostrzegam, że jego długie włosy znów zmieniły kolor. No tak, koleś wciąż ćpa i ćpa, po czym wyczynia ze sobą dziwne rzeczy. Nie było i nie będzie dwóch następujących po sobie tygodni, w których miałby włosy w tym samym kolorze. Właśnie taki typ! Nieprzeciętny. Od razu widać, że pewnie jakiś artysta. Mogę się założyć, iż coś robi – maluje, gra, może pisze wiersze.
– Szacunek panu kierownikowi – mówi, gdy go mijam. Uśmiecham się i kiwam mu głową.
Dochodzę do szatni, gdzie obsługuje mój brat, Robert. Trafił tu, ponieważ dwa lata pod rząd polał egzaminy na studia. Chciał być prawnikiem. Zahaczył się do tyrki niby tylko na pewien czas, ale potem powiedział, że mu się spodobało. Podobno nawet dobrze dogaduje się z właścicielem. No i został – to już trzeci rok, jak tu pracuje. Zostawiam mu kurtkę oraz daję pakunek z kanapkami.
– Dzięki młody – mówi wciąż kiwając się w rytm pulsującej muzyki.
– Nie widziałeś może, czy przyszła Renata? – zagaduję.
Brat mierzy mnie mętnym spojrzeniem.
– Widziałem. Przyszła, ale z jakimś kolesiem. Podobno bratem Bogiego, tego który stoi na bramce.
– Nie, nie wiem kto to Bogi! – naburmuszam się – Dzięki.

Nareszcie wkraczam do właściwej części lokalu, gdzie muzyka dudni tak, iż trzeba rozmawiać niemal krzycząc sobie na ucho; gdzie światła tańczą wraz z pogrążonymi w transie ludźmi; gdzie pulsuje życie innego, nowego świata, tak odmiennego od codziennej szarości, choć zaludnionego tymi samymi osobami. Wciskam się pomiędzy luźne grupki bawiących się, od czasu do czasu odpowiadając na czyjeś pozdrowienie. Chłonę tą atmosferę, dostrajam się, czekam, aż moje serce zacznie bić w rytm basowego łomotu. Zachłystuję się mieszaniną woni ludzkiego potu, tanich perfum i alkoholu. Jestem tu. Już jestem.

Spotykam towarzystwo z, od kilku dni, byłej klasy.
– Sie masz – wymieniamy pozdrowienia. Elka całuje mnie w policzek. Kiedyś z nią chodziłem, ponad dwa lata temu. Rozstaliśmy się w całkiem dobrej atmosferze. Na tyle dobrej, że do dzisiaj został jej nawyk całowania mnie przy powitaniu. Oczywiście jej aktualny chłopak, Franc, krzywo na to patrzy. Ale, co on tam może. Podobno jego starszy jest jakąś szychą w samorządzie, jednak koleś jest bardzo mało pewny siebie. Jakiś taki zakompleksiony, prawie cały czas milczy i rozmawia tylko z Elką. Pewnie długo nie wytrzymają razem, znam ją zbyt dobrze – taki typ dziewczyny potrzebuje zdecydowanego faceta, a nie jakiegoś romantyka. Uśmiecham się do Franca.
– Jak tam? – zagaduję.
– Dobrze – odpowiada i mówi Elce coś na ucho. Odchodzą.
– Widzieliście może Renatę? – pytam reszty towarzystwa.
– Ta, siedzi w celi z jakimiś ćpunami – odpowiada mi Boja. Dziwna jest. Przez cztery lata nauki w jednej klasie nie potrafiłem z nią nawiązać bliższego kontaktu. Taka niska, pulchna, w okularach. Zawsze uśmiechnięta. No i ciężko się z nią gada. Coś powie, zaśmieje się, a dopiero potem człowiek się zjarzy, że sobie z niego zadrwiła. Nie lubię tego słowa, ale w stosunku do niej idealnie ono pasuje – Boja jest intelektualistką.
– Z ćpunami?! – wykrzykuję niedowierzająco – Renata z ćpunami?!
– No, z ćpunami – potwierdza Boja. – Muszę już lecieć – dodaje i odchodzi szybkim, trochę nerwowym krokiem.
– Wiesz, z tymi z Robotniczej – wtrąca się Tomek, jak zwykle nadmiernie przeciągając wyrazy. Mówi tak, jakby całe życie wychowywał się na jakiejś wsi. Coś jak w Kargulu i Pawlaku – Takie typy w długich harach, okolczykowani, spodnie z niskim zawieszeniem.
Kręcę głową dając do zrozumienia, że nie wiem, o czym mówi.
– Kurde – denerwuje się – Jakiś czas temu wpierdolili dla Gonza, gdy wracał z Pokusy. Potem organizował ludzi po osiedlu i był ten dym, co dla starego Franca powybijali szyby w merasiu.
Coś mi zaczyna świtać.
– Razem z nimi siedzi ten koleś, który jeździ na rowerze, ten Mikesz, Mikasz, czy jak mu tam? – upewniam się. Tym razem to Tomek nie może załapać o kim mowa.
– Ten, który przed połowinkami przywoził nam białe, czaisz? – podsuwam.
Twarz Tomka rozjaśnia się.
– Jasne! Właśnie ci kolesie.
– A co oni tu robią?!
– A bo ja tam wiem…siedzą i chyba kopcą marihuanę, albo coś innego. Nie wiem.
– I Renata z nimi?
– No, siedzi też naćpana.
Klnę pod nosem.
– To niemożliwe. Znam ją i wiem, że ona brzydzi się narkolami.
– Ale siedzi tam i wygląda jak naćpana.
Coś mi świta w głowie.
– Ty, Tomek, ale mi chodzi o Renatę – siostrę Bakiego, a nie naszą klasową Renię.
– Acha! – Tomek uśmiecha się szeroko – Tej to nie widziałem.
Wybucham śmiechem. Stoimy w dosyć spokojnym miejscu, we wnęce przy schodach prowadzących do piwnicy, do cel. Jest tu trochę śmieci, kiepów i zdeptanych kubeczków, ale przynajmniej nie kręcą się tu ludzie i jak się, na przykład, chce odetchnąć, czy pogadać, to właśnie najlepiej w tej wnęce. Obserwuję ludzi, próbując wypatrzyć kogoś znajomego, z kim miałbym ochotę porozmawiać. Ze schodów wychodzi Kaper z jakąś ekstra dupą. Wesoło rozmawiają. Zauważa mnie, pozdrawia uniesieniem dłoni i, po chwili wahania, podchodzi.
– Witam – ściskamy sobie dłonie. Kaper to kawał chłopa – wielki na jakieś dwa metry i niesamowicie umięśniony. Większość ludzi mówi, że to koks, ale on zaprzecza. W sumie, to mu wierzę. To równy koleś i ma dobrze poukładane pod sufitem. Jego potężny tors przykryty jest tiszertem w biało-niebieskie pasy. Wygląda jak jakiś marynarz.
– To Gośka – przedstawia mi swoją towarzyszkę. Ujmuję podaną mi smukłą dłoń.
– Przemek – przedstawiam się równocześnie starając się jak najintensywniej wpatrywać w jej niebieskie oczy. Bardzo ładna dziewczyna. Długowłosa blondynka, dosyć wysoka. Ubrana jest w obcisłą minispódniczkę i krótką, odsłaniającą kształtny brzuch, koszulkę z napisem „SEX”. Te trzy magiczne litery kuszą szczelnie oblepiając jej wielkie piersi i ostro wypiętrzając się na wielkich sutkach. Gośka spostrzega, że niemal pochłaniam ją wzrokiem i szeroko się uśmiecha, odsłaniając kształtne, białe zęby. Mówi coś do Kapera i odchodzi.
– Ale dupa – stwierdzam – Ty to masz szczęście.
Kaper rechocze i pociera dłonią swoją wielką, kwadratową szczękę.
– No nie?
– Długo z nią biegasz?
– Co ty?! – zaprzecza – To moja kuzynka.
Klepię go po plecach.
– O, to masz pecha bracie, nie użyjesz.
Kaper wyszczerza się w potężnym uśmiechu, który idealnie pasuje do jego zwalistej sylwetki.
– Kto kuzynki nie przejebie, ten nie zazna szczęścia w niebie – recytuje z zadowoleniem.
Wybuchamy śmiechem.
– Nie widziałeś może Renaty? – pytam.
– Widziałem…- Kaper zamyśla się na chwilę. – Jakieś pół godziny temu wychodziła z Kingą i taką jedną, z twojej klasy.
– Kingą?
– No, tą, która sprzedaje w supersamie na osiedlu.
– Tą niską?
– Nie, tą drugą, taką na krótko obciętą, z czarnymi włosami. Chyba farbowana.
– A, już wiem. To ona Kinga?
– No, tak mi mówił Stefan, koleżka z roboty. Bo on ją przeleciał jakiś miesiąc temu. Podobno ostra dupa. Dawali się w maluchu – Kaper wybucha śmiechem.
– A ta druga, z mojej klasy?
– Wiesz, zapomniałem jak ona ma…Taka dziwna. Trochę gruba, w okularach… – jego czoło marszczy się w wysiłku, jaki towarzyszy próbie opisania widzianej osoby.
– Może Boja? – podsuwam, nie bardzo wierząc w to, że to mogła być ona.
– No! – entuzjastycznie podchwytuje Kaper – To właśnie ona! Broja!

Przez pewien czas stoimy w milczeniu, obserwując kłębiący się tłum. Po jakimś czasie wraca Gośka. W ręku trzyma wąską, wysoką szklankę wypełnioną pomarańczowym sokiem, w którym pływają kostki lodu. Kaper uśmiecha się do niej, po czym zaczyna rozmawiać z towarzystwem z mojej klasy.
– Jak tam? – zagaduję do jego kuzynki.
– W porządku – odpowiada i przysuwa się nieco do mnie, aby móc porozumiewać się bez krzyczenia – A u ciebie?
– Też dobrze.
Przez chwilę wpatrujemy się w siebie uważnie. Kurde! Naprawdę dawno już nie spotkałem tak ładnej sztuki. Nie dość, że jest śliczna, to jeszcze fajnie ubrana, zgrabna i z bardzo subtelnym makijażem.
– Jesteś stąd? – pytam po chwili – Nigdy cię tu nie widziałem.
– Nie, przyjechałam z innego miasta.
– Praca, nauka?
– Nauka. Będę robiła roczny kurs dla wizażystek.
Przymrużam jedno oko.
– To znaczy, jakieś malowanie, tak? Coś takiego?
Lekko się uśmiecha.
– Coś takiego. Malowanie ludzkich twarzy, między innymi.
– To potem możesz pracować w jakimś salonie, co?
– Mogę. Ale bardziej bym chciała w teatrze albo, najlepiej, w filmie.
– W filmie?
– No, charakteryzacja aktorów. Bardzo fajna praca. Nie dość, że można być na planie nowych produkcji, to jeszcze jest szansa na zapoznanie się z aktorami.
– Nieźle – potwierdzam i kiwam głową. – Ale pewnie ciężko dostać taką tyrkę przy filmie, co?
– Jasne, że ciężko. Na szczęście mam kolegę na Akademii Filmowej. Może za kilka lat, jak mu się uda wkręcić w to środowisko, trochę by mi pomógł.
– No, kurde, teraz to trzeba mieć znajomości.

Zapada milczenie, podczas którego Gośka nieco odwraca się, tak, aby móc obserwować tańczących ludzi. Teraz mogę się jej przyjrzeć bez żadnej krępacji. Za chwilę podchodzi do niej Kaper. Rozmawiają, aż w końcu on odchodzi gdzieś w głąb knajpy. O cholera! Zostawił mnie z nią! Złoty koleś!
Gośka odwraca się do mnie i pyta:
– Nie masz ochoty potańczyć? Ja strasznie to lubię.
– Jasne.
– Tylko muszę gdzieś to odstawić – mówi wyciągając przed siebie trzymaną szklankę.
– Daj, ja to załatwię – biorę naczynie i wręczam je Tomkowi, który gada teraz z jakimś niskim, grubym kolesiem, ubranym w spranego tiszerta z napisem „Warhammer” – Potrzymasz? – pytam.
– Spoko.
– Możemy iść – oznajmiam Gośce i idziemy pośród tańczących ludzi. Didżej cały czas puszcza jakieś techniczne, ostre i rytmiczne kawałki, przy których tańczy się raczej samotnie. Trochę szkoda. Jednak pociesza mnie myśl, że trochę później jak zwykle zapoda kilka wolnych numerów. Tak jest zawsze.

Razem z moją towarzyszką stajemy naprzeciw siebie i zaczynamy transowy taniec. Momentalnie zapominam o tym, aby tchnąć choć trochę fantazji w moje ruchy. Ledwo tylko podryguję obserwując piękną Gośkę, która wije się w rytm muzyki. Całkowicie zatapiam się w jej tańcu – płynnie wędrujący w górę, w dół oraz na boki brzuch działa na mnie hipnotyzująco. Nie wiem, co obserwować, tancerka cała jest cudowna. Jest boska. Tańczy z przymkniętymi oczyma, zapewne zdając sobie sprawę, że ja, w wyobraźni, rżnę się z nią na wszystkie sposoby. Ta uczta trwa jakiś czas, który dla mnie wydaje się zbyt krótki. Moją towarzyszką zainteresowało się już kilku typów. Na szczęście jestem tu na tyle znany, że nie powinni się do mnie czepiać. Zresztą w razie jakichś problemów mam do usług praktycznie każdego z ochroniarzy, nie wspominając o takich kafarach jak Kaper.

W pewnym momencie zmienia się muzyka. Nareszcie! Teraz dzidżej puszcza jakiś wolny song. Gośka otwiera oczy i posyła mi uśmiech, który sprawia, że mam ochotę ją chwycić i wyssać jednym, długim pocałunkiem. Zbliżamy się do siebie i obejmujemy. Boże! Jakie ona ma cudne ciało. Moje ręce spoczywając na łagodnych krągłościach jej bioder, które płynnie kiwają się w rytm wolnej piosenki.
– To dziwne…- zagajam rozmowę.
– Co?
– To, że jesteś rodziną Kapera.
– Czemu to ma być dziwne? – każdemu jej słowu towarzyszy gorący podmuch omiatający moją szyję.
– Kaper to taki drab, niezbyt piękny typ – tłumaczę – A ty jesteś cudowna.
Zaśmiała się.
– Zawsze wymyślasz takie dziwne komplementy?
– Nie, tylko wtedy, gdy jakaś dziewczyna jest zbyt piękna, aby można było to określić w normalny sposób. – żartuję. Gośka nieco się odchyla w moich objęciach i wpatruje mi się w oczy.
– Milutki jesteś – mówi po chwili, gdy mi już się zdaje, że sytuacja dojrzała do pocałunku. Znów się przytula. Powolny taniec jest dla mnie prawdziwą rozkoszą – czuję gibkie i jędrne ciało mojej towarzyszki, bijące od niej ciepło, chłonę jej zapach, zespalam się z nią w harmonii płynnych ruchów.
– A co ty robisz? – zagaduje po pewnym czasie – Pracujesz, czy się uczysz?
– Uczę się – odpowiadam – Kilka dni temu właśnie zdałem maturę.
– Byłeś w liceum?
– Tak. W sumie, to nie chciałem tam się uczyć, ale moi starzy nalegali. Cały czas pchali mnie na znajomości dyrektorki.
– To chyba dobrze?
– Raczej tak. Szkołę miałem z głowy.
– A co teraz, po maturze?
– Nie wiem…razem z takim kolesiem znaleźliśmy jakąś tam wyższą szkołę. Pójdę tam na Zarządzanie i Marketnig.
– Podoba ci się to?
– Nie wiem. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, czego będą mnie tam uczyli.
– Mówisz tak, jakby to było ci obojętne…
– Co?
– No, to czy będziesz się uczył, czy nie.
– Bo jest. Starzy mnie tam pchają. Ja tam wolałbym już robić kasę. Mam trochę znajomości, mógłbym czymś pohandlować, potem zainwestować w coś kasę. Rozkręcić się. No wiesz…
– Wiem. Ale nie wydaje ci się, że bez wykształcenia ciężko jest robić pieniądze?
– Wykształcenie…bzdura. Popatrz na nauczycieli, czy lekarzy. Oni mają wykształcenie, no i co? Mają kasę? Nie. Po prostu trzeba mieć znajomości.
– Jesteś taki tego pewny…
– No, co ty? Przecież sama mówiłaś o załatwianiu sobie pracy dzięki znajomemu.
– Rzeczywiście. Sama nie wiem…Zresztą, skończmy już ten temat. Męczy mnie.
– Dobra. Mnie też męczy.

Teraz tańczymy w milczeniu. Nie wiem, czy ona myśli to samo o mnie, ale ja rozpływam się z radości, że ją spotkałem. Dawno nie trafiłem na tak pasjonującą dziewczynę. Patrząc ponad jej ramieniem dostrzegam Leszka, jednego z ochroniarzy, który składa palce w kółko i wsadza w nie wskazujący palec drugiej dłoni. Prycham, nie mogąc się powstrzymać.
– Co? – pyta Gośka
– Nic, coś mi się przypomniało.
Moja towarzyszka przerywa taniec i nieco się ode mnie odsuwa.
– Umiesz gotować? – pyta niespodziewanie.
– Średnio – zaskoczony, odpowiadam konkretnie i zgodnie z prawdą.
– Słuchaj, jestem trochę zmęczona i głodna – wyjaśnia – Mam tu wynajęte mieszkanie. Może byśmy tam poszli i razem coś ugotowali?
Przez chwilę stoję oniemiały.
– Wyjątkowo późna kolacja? – pytam lekko się uśmiechając.
– Właśnie to mam na myśli.
– Możemy wstąpić do nocnego i kupić jakieś wino – podsuwam.
– Możemy – potwierdza Gośka – Poczekaj na mnie, znajdę Kapera i powiem mu, żeby na mnie nie czekał. Miał mnie odwozić samochodem.
– Spoko – wpatruję się w jej oczy – Poczekam.

Odchodzi, a ja jeszcze przez dłuższą chwilę stoję oniemiały gapiąc się przed siebie. W końcu zaciskam pięść i syczę przez zęby:
– Jest! Jest!
– O, Przemuś! – ktoś niespodziewanie kładzie mi rękę na ramieniu – Coś ty taki szczęśliwy?
To Gawron, kolega z podstawówki. Kiedyś był metalowcem, teraz słucha densu, ale wciąż nosi długie włosy, ubiera się na czarno i obwiesza łańcuchami.
– Sie masz, Gawron! – witam go entuzjastycznie – Co u ciebie?
– W porzo. Maturka do przodu.
– Gratuluję. Ja też zdałem.
– Ty?! – Gawron wybałusza oczy – Ty, ja myślałem, że tobie jeszcze rok został.
– Nie, nie, teraz zdawałem.
– O w mordę! – klnie wesoło – To jest okazja, żeby sobie wypić!
– No, jest – mówię, myśląc, że warto by nieco ugasić ogień rozpalony przez Gośkę. Tak na w razie czego, żeby nie pokpić sprawy. Wraz z Gawronem podchodzimy do pobliskiej lady, za którą kręcą się dwie barmanki. Obydwie dziewczyny, tak jak mój brat w szatni, cały czas kiwają się w rytm muzyki. Ubrane i wymalowane są w bardzo wyzywający sposób – nie powiem, zachęcają do tego, aby podejść i coś sobie kupić.
Zamawiamy po pięćdziesiątce wódki, które wypijamy natychmiast, „Na powitanie”, jak powiedział mój kompan. Obsługa nalewa nam kolejne kieliszki.
– I co teraz, Przemek? Robota? – pyta Gawron.
– Chyba nauka. Jeszcze zobaczę. A ty?
– Ja do roboty idę. Załatwił mi ten Bolek, mąż Kaśki, siostry Adolfa.
– Tego, co pode mną mieszkał, jeszcze w starym bloku?
– No, tego właśnie.
– A ten Bolek, co za gość?
– Taki gruby, średnio niski, w garniturze. Beemką jeździ, taką brązową. Często siedzi w Paradiso.
– Ten, który kiedyś chciał lać mnie i Stacha, jak mu siedliśmy na samochód?
Gawron zamyśla się na chwilę.
– No tak! – potwierdza – Właśnie ten! Ale, kurwa, zapomniałem, jak nic, zapomniałem, że on was chciał lać. To wtedy, co wracaliśmy z Inwazji Mocy?
– No! Co jakiś napruty koks pomylił cię z tyłu z panienką i chciał cię poderwać. – wybuchamy śmiechem, po czym wlewamy w siebie kolejną porcję wódki.
– Ty, wtedy to było – mówi Gawron – Człowiek był młody, chlał i wszystko miał w dupie. A teraz, to już trzeba pracy szukać, forsę zarabiać. Co, Przemek, dziwnie jest, co?
– Dziwnie – potwierdzam i czuję, że naprawdę jest dziwnie. Alkohol grzeje mnie coraz bardziej, umysł powoli zaczyna unikać konkretów. Czuję rozrzewnienie.
– Wiesz co Gawron – zagaduję i kładę rękę na jego ramieniu – Jeszcze kiedyś będziemy musieli wypić. Za dziesięć lat, na przykład. U któregoś z nas w chacie.
– No, będziemy musieli – Gawron oblizuje spierzchnięte wargi – Kurwa, Przemek, ile to razem się przeżyło, co? Gnoje jeszcze byliśmy, w tej podstawówce… i zawsze razem.
– I jeszcze z Artkiem.
Gawron uśmiecha się szeroko.
– Ty! Artek, no właśnie! A, co z nim?
– No nie wiesz?
Gawron kręci głową. Uśmiech schodzi mu z ust, gdy dostrzega moją poważną minę.
– Kilka lat temu zabił się, jak skakał z mostu do wody. Z tego kolejowego, koło tych działek, gdzie kiedyś chodziliśmy.
– Kurwa – klnie mój rozmówca i pochyla głowę – Patrz, jakie gówno. Ja nawet nie wiedziałem.

Rozmawiamy, co chwilę wychylając uzupełniane przez barmanki kieliszki. Stopniowo głowa robi mi się coraz cięższa. Otoczenie zaczyna wirować. Gawron coś do mnie mówi, jednak już nie wiem co. Przestałem go rozumieć. Robi mi się duszno.
– Wyprowadź mnie – mówię, pragnąc, aby ktokolwiek mnie usłyszał.
Ktoś szarpie mnie za ramie. Próbuję odgonić go ruchem ręki, jednak jest natarczywy. Czyjeś ręce obracają moją głowę. Widzę jakąś twarz. Ładną twarz.
– Co za palant – mówi jakiś ciepły i przyjemny głos. A ja patrzę w tą twarz i widzę, że jest naprawdę śliczna. To jest…właśnie, to jest ktoś, ale nie mogę sobie przypomnieć kto. No i robi mi się jeszcze gorzej.
– Wyprowadź mnie – bełkoczę jeszcze raz. W końcu ktoś mnie chwyta i wywleka przed lokal. Tam zostaję wrzucony w pobliskie krzaki. Leżę półprzytomny, słysząc jak tuż obok, tysiącem rozmów, okrzyków i dudnieniem muzyki, tętni życie lokalu. Czuję się tak, jakbym w jakiś tajemniczy sposób całkowicie połączył się z otoczeniem. W końcu udaje mi się zebrać nieco sił. Podnoszę się i wlepiwszy wzrok w ziemię ruszam do domu. Idę chwiejnym krokiem, bezskutecznie próbując dostosować się do uciekającego mi spod nóg podłoża. Przed prawie niewidzącymi oczyma przesuwają się niezliczone, brudne płyty chodnika. Jestem ledwie przytomny, jednak trasę tą, w takim stanie, pokonywałem już tyle razy, że na pewno dotrę. Obudzę rodziców, dzwoniąc do drzwi. Otworzy mi matka, doprowadzi do łóżka. Coś tam sobie mamrocząc zalegnę nieprzytomny, może się wyrzygam. Niedzielę przesiedzę przed telewizorem, lecząc kaca. W poniedziałek nuda, we wtorek nuda – przez cały tydzień nuda. Aż do soboty. A wtedy o dziewiątej wieczorem, jak zwykle wejdę przez ciasne, słabo oświetlone wejście do Migagix. Dochodzące z wnętrza dźwięki muzyki, głównie basu, będą mi towarzyszyły już podczas drogi. Zawsze się zastanawiam, jak żyją ludzie mieszkający w sąsiedztwie. Noc, a tuż obok impreza i basik – łup, łup, łup…Nie zazdroszczę im. No, ale cóż, gdzieś muszą być miejsca takie jak te, miejsca, gdzie po nudnym tygodniu pracy lub nauki można przyjść, bawić się, wyrwać z rutyny codziennego dnia, zapomnieć.

 


Podobało Ci się? Wspieraj moje pisanie:

Postaw mi kawę na buycoffee.to


OD AUTORA: Opowiadanie ukazało się w 2001 roku na łamach czasopisma „Undergrunt”. Powstało też mniej więcej wtedy.

Maciek

O AUTORZE: Czterdziestolatek, szczęśliwy mąż i tato. Bardzo lubię czytać, zarówno książki fabularne, jak i wiedzowe, chociaż ostatnio mam na to niewiele czasu. Hobby to także granie, obecnie na PS4 (z grami komputerowymi jestem zrośnięty jak z książkami, bo gram od czasów 8-bitowego Atari). Pisać lubię i muszę - to od zawsze moja naturalna potrzeba. Tego bloga założyłem, aby od czasu do czasu tę potrzebę zaspokoić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Post comment