Anatomia sukcesu
– To on zaczął – mówię, czując w ustach krew sączącą się z pękniętej wargi.
– Twoja wychowawczyni powiedziała co innego.
Spuszczam wzrok. Ojciec zerka na mnie, po czym wraca wzrokiem na ulicę. Dojechaliśmy do świateł. Jest czerwone
– Musiałem to zrobić. On mi naskakiwał – odzywam się po chwili milczenia.
– Musiałeś?
– A co? Nie chcę być traktowany, jak ktoś gorszy. Nie chcę być gorszy.
Na pasie obok młody facet w sportowym, czarnym samochodzie. Spotykają się wzrokiem z moim ojcem. Ojciec patrzy na niego obojętnie. Na twarzy tamtego kierowcy pojawia się zacięcie. Gdy zapala się zielone, sportowy samochód rusza z piskiem opon i wysforowuje się do przodu.
– Do tego nie potrzeba krwi. Nie musisz być ani najsilniejszy, ani najszybszy, ani nawet najmądrzejszy.
Patrzę na niego zdziwiony. Dojeżdżamy do kolejnych świateł. Znowu czerwone. Ojciec wjeżdża na pas do skrętu w lewo, jedzie wzdłuż rzędu czekających samochodów. Gdy dojeżdża do czarnego sportowego auta, zwalnia, włącza kierunkowskaz i zaczyna się wciskać przed nie. Facet z tego samochodu gwałtownie gestykuluje. Światło zmienia się na zielone. Rozlega się wycie klaksonu. Ojciec zachowuje spokój. Powoli i konsekwentnie wciska się na miejsce przed sportowym samochodem. Po chwili cichnie klakson. Ojciec macha rozwścieczonemu kierowcy w geście podzięki, miga mu awaryjnymi.
Suniemy statecznie w rzędzie samochodów. Z głośników sączy się spokojna muzyka.
Podobało Ci się? Wspieraj moje pisanie: